czwartek, 19 sierpnia 2010
kalejdoskop żółwi
Spacerowałem po ogrodzie , właśnie mijałem rozkwitające jabłonie. Ciepły wiosenny wieczór. W oddali powoli cieniem się kładł las z którego dochodziły leniwe odgłosy ptaków. Ogród był cudowny . Na długim pasie ziemi zdawał się być niczym szlaczkiem na kartce papieru oddzielającym dwa różne rysunki pól po obu stronach .Świeżo wystrzyżona trawa delikatnie drażniła nozdrza. Po środku ogrodu był staw . Uroku mu dodawał drewniany stylowy mostek przepasający go wpół. Przystanąłem tam na chwile by z góry pooglądać egzotyczne ryby jak przemykają tuż pod taflą wody nużąc się w odbiciu ostatnich promieni słońca . Na końcu mostku , już na drugim brzegu wylegiwały się małe żółwie. Prześliczny widok . Ich skorupki były bajkowe. Niczym jak u kameleonów . ich wzory zmieniały się jak w kalejdoskopie. Nagle patrząc z góry widząc cztery skorupki , widzę cztery kwiaty a za chwilę z tych czterech robi się jeden duży , jak by te skorupki łączyły się by znowu rozpaść się na kilka różnych wzorów. Widok jak w kalejdoskopie i te kolory…równie dynamicznie zmieniające się co ich kształty, raczej pastelowe ale wyraźne…Usłyszałem jak ktoś mnie woła . Nie mogłem zrozumieć o co chodzi ale nie było to nic miłego . Odkrzykując na każde zawołanie skierowałem się do domu. Wołanie mimo moich informacji że już wracam nie ustępowało. Wracałem w miarę żywym krokiem . Przed domem ostatnie promyki słońca odbiły się od szklanej ściany i zniknęły jak by przez nią pochłonięte. Taras cichutko zaskrzypiał pod moimi stopami. Przesunąłem drzwi i wszedłem do salonu. Nadal nie mogłem się przyzwyczaić , mimo tylu już lat , do zapachu drewna i widoku wszędobylnego kamienia. Obszerny salon zdawał się jeszcze większy właśnie o zmierzchu , szklane ściany nadawały mu tajemniczości a pogłębiał ją ogień leniwie tańczący w otwartym kominku . Idąc wzdłuż kamiennej ściany zapaliłem światło by rozwiać półmrok. Kinkiety w kształcie pochodni w jednej chwili przeniosły mnie do jaskini. Tak wyglądał korytarz…lub prawie tak. Kamień i drewno , rzeźby , wykończenia stylowe…Można by rzec zimno ale to też było takie przytulne. Nadawało uczucia bezpieczeństwa. Mijałem powoli drzwi do poszczególnych pokoi albo i komnat , sypialnia , gabinet , biblioteczka , pokój gościnny , dziecięcy…Kierowałem się do dużej łazienki połączonej z sałną na drugim końcu parterowego domku. Dochodząc , widziałem już rękę wysuniętą z łazienki i pytanie czemu ten ręcznik jest brudny ? Tłumaczenia że kapałem Baki na niewiele się zdały. Pies tak nie brudzi podobno. Podszedłem do drzwi łazienkowych . Wyraz twarzy nadal jej się nie zmieniał . Szybkimi ruchami wycierała swoje długie włosy po swierzo zażytej kąpieli i krzyczała że jestem „flej” bo nie wiem gdzie jest pralka i że psa się kąpie na dworze a nie w domu . Jak zwykle Aneta musiała mnieć rację bo i tym razem miała tylko po co te krzyki pomyślałem …uff , zadzwonił telefon . Jak się cieszę że to mi się tylko śniło….
Subskrybuj:
Posty (Atom)