Jedna godzina , druga
Nadal wpatrzony w ścianę
Przysłania ten widok
Mgła
Chwil które
Nie zostaną zrozumiane
Szarość smutku
rysuje kolorami
Czerń dnia kolejnego
By ponownie zetrzeć się
z marzeniami
I tak pragnienia
Już przegranego
Wstać by nie patrzeć
By nie czuć
By nie być
Wstać by zapłakać
Nie pamiętać
Drugi raz tego nie
Przeżyć
Wstać by odejść
Lecz tu być mu kazano
I czekać
I po co
Mieć nadzieje co rano….
poniedziałek, 27 września 2010
piątek, 17 września 2010
...cd
Gdy gniadosz osiągnął odpowiedni wiek w rozwoju fizycznym , zmężniał i przybrał kształty dorosłego konia , Azil postanowił pierwszy raz wsiąść na niego . Wybrał ku temu pogodny dzień. Sposobił się na tą chwilę bardzo długo, zastanawiał się , jak koń przyjmie intruza na grzbiecie . Zdziwienie jakie go opanowało gdy wsiadł na gniadosza graniczyło z euforią , szalony ogier był potulny, posłuszny - jakby nic innego nie robił tylko zawsze woził swojego pana . Nie zastanawiając się długo krzyknął do ludzi by otwierali bramy i pognał w pustynię. Chciał by ten pierwszy wspólny wyjazd zapadł im obu w pamięci więc puścił wolno wodze i pozwolił aby ognisty ogier poniósł go tak daleko jak sam zechce. I pędzili tak przez piaski pustyni , do brzegu czarnego morza.
Tak się rozpoczęła ich wspólna podróż przez życie...Lata mijały a więź Pana z koniem stawała się coraz większa. Żona Azila - Anaponia za każdym razem, gdy ten wyruszał w świat, bała się o męża. Ale nie teraz, nie teraz gdy towarzyszył mu ogier .
Swoim spokojem, spojrzeniem a nawet ruchem okazywał wielkość ponad tym wszystkim co złe, każdy kto przy nim przebywał z otoczenia Azila czuł się bezpieczny a samemu Azilowi na pewno nic nie groziło – żona wyczuwała to dziwne zjawisko i była temu rada a w podzięce za to że ów koń jest, karmiła go smakołykami , oczywiście skrycie przed Azilem.
cdn...
Tak się rozpoczęła ich wspólna podróż przez życie...Lata mijały a więź Pana z koniem stawała się coraz większa. Żona Azila - Anaponia za każdym razem, gdy ten wyruszał w świat, bała się o męża. Ale nie teraz, nie teraz gdy towarzyszył mu ogier .
Swoim spokojem, spojrzeniem a nawet ruchem okazywał wielkość ponad tym wszystkim co złe, każdy kto przy nim przebywał z otoczenia Azila czuł się bezpieczny a samemu Azilowi na pewno nic nie groziło – żona wyczuwała to dziwne zjawisko i była temu rada a w podzięce za to że ów koń jest, karmiła go smakołykami , oczywiście skrycie przed Azilem.
cdn...
bezradność
Zapytałaś mnie o jutro…
Dlaczego znowu pada deszcz….
Zapytałaś mnie o przyszłość…
Czy to wszystko ma jakiś sens ?
Otuliłaś mnie spojrzeniem
Już nie było iskry w oku
Otuliłaś cichym słowem
Lecz stanąłem znów sam w mroku
Zasłoniła Cie kurtyna
Spadających kropel łez
Głucha cisza stłumiła Twoje słowa
I stanęłaś obok w mroku
Też
I po ciemku się szukamy
Głusi ślepi na los zły
W myślach
wypełnieni nadziejami
Zamieniamy rzeczywistość w sny
Dlaczego znowu pada deszcz….
Zapytałaś mnie o przyszłość…
Czy to wszystko ma jakiś sens ?
Otuliłaś mnie spojrzeniem
Już nie było iskry w oku
Otuliłaś cichym słowem
Lecz stanąłem znów sam w mroku
Zasłoniła Cie kurtyna
Spadających kropel łez
Głucha cisza stłumiła Twoje słowa
I stanęłaś obok w mroku
Też
I po ciemku się szukamy
Głusi ślepi na los zły
W myślach
wypełnieni nadziejami
Zamieniamy rzeczywistość w sny
czwartek, 16 września 2010
...cd
Tego dnia już nic nadzwyczajnego się nie stało , wszyscy się bawili , weselili i ucztowali bez granic oddając się rozkoszom. Tylko nasz pan w zamyśleniu obserwował ziarno, które miało odpowiedzieć na jedno pytanie a mianowicie czy jest szczęśliwy i czy on sam wie co to jest szczęście .....
Uczta się skończyła , goście się rozjechali i nie wybrano zwycięzcy konkursu bo każdy był w czymś lepszy od innych i każdy miał jakieś swoje wady a żaden z podarków nie był magiczny i idealny i by nie skłócać wielkich świata Azil nie ogłosił remisu tylko powiedział że wszyscy są wygrani i taki wynik każdy przyjął z radością bo każdy czuł się wyróżniony .
Po kilku dniach dalszej zabawy Możni Świata poczęli wracać do swych ziem nie świadomi chwili prawdy jaka miała miejsce przy wieczerzy za sprawą Starca.
Ale nie Azila . On miał widok tego co się wydarzyło cały czas przed oczyma i z każdym dniem upływającym od ich rozmowy coraz bardziej zastanawiał się co wydarzy się tego trzydziestego dnia bo jak na razie już dwadzieścia dziewięć razy polewał ziarno i nic nawet nie drgnęło nawet jeden listek się nie pojawił , jakby ziarno dębu było martwe.
Kolejny dzień miał przynieść coś niezwykłego a Azil niczym młodzian podekscytowany niewiadomym nie mógł zmrużyć oka czekając na pierwsze promienie słońca .
Ranek zaczął się jak zwykle , promienie słońca wtargnęły niespostrzeżenie do sypialni Azila , który już czekał zapatrzony we freski na suficie swojej komnaty . Gdy poczuł delikatne muskanie promieni na policzku , podniósł się , jego twarz była zamyślona . Szybkim krokiem udał się na dziedziniec . W głębi duszy czuł niepokój .
Dziedziniec jeszcze spał , nikt nie krzątał się , nie przygotowywał posiłku , nie naprawiał narzędzi , nie szykował się do pracy , panowała błoga cisza.
Władca udał się w kierunku ziarna by je podlać po raz ostatni , delikatny wiaterek
gładził jego rozgrzane do czerwoności serce które za chwile miało wyskoczyć z piersi .
Ziarna nie było . Czy ktoś je zabrał ? Szybko rozejrzał się wkoło i nikogo nie dostrzegł . Nagle z góry dobiegł go delikatny szelest . Był to ogromny ptak ze szponami wielkości dłoni człowieka i dziobem zakręconym niczym hakiem , harpunem sprawiającym wrażenie niezniszczalnego narzędzia do zabijania . Ptak ten szybował nad dziedzińcem a od jego srebrnobiałych piór blask bił niczym od słońca rażąc oczy . Z każdą minutą szum się wzmagał zamieniając się w podmuch wiatru , blask powoli przechodził w lejący się z nieba żar . Azil nie mógł się poruszyć , magiczna siła trzymała go w miejscu , nie czuł nic . Wpatrywał się w już teraz powstały huragan który niszczył wszystko dookoła ale to jakby nie był jego dziedziniec , patrzył na ogień który trawił wioski , miasta i ostatnie osady zieleni ale nie czuł strachu i palącego gorąca , był ponad tym wszystkim , czuł się bezpiecznie i na coś czekał , serce jego zwolniło jakby za chwilę miało zamrzeć na wieki , wzrok jego zatrzymał się na kuli ognia wyłaniającej się z dymu i zbliżającej się ku niemu ze słyszalnym krzykiem ludzi – jak by setki kobiet i dzieci było tam uwięzionych . Tuz przed Azilem kula się zatrzymała . Nagle wszystko zamarło . Przestało wiać , ucichł hałas , już nikt wkoło nie cierpiał a kula ognia zamieniła się w kopiec z popiołu . Azil ali Ahsan był z powrotem na dziedzińcu . Nie rozumiał nic z tego co się stało i gdyby nie kopiec popiołu uznał by wszystko za sen . Nagle kopiec się poruszył . Powoli , niezgrabnie i wręcz w strasznie niepewny sposób zaczął się z popiołu wynurzać źrebak . Gdy już stanął na nogi otrzepał się z kurzu pogożeliny i zrobił pierwszy niepewny kroczek . Cały się trząsł i był mokry tak jakby dopiero się urodził nie z ognia i popiołu a z łona matki . Z drobnych kopytek unosiła się para lub dym a oczy iskrzyły się niczym rozgrzane węgliki . Nie można było określić maści ale uwagę przykuwała czarna grzywa nad wyraz bujna i ogon który prawie dotykał ziemi opadając na wykrzywione nóżki też czarne jak ziemia najżyźniejsza, którą spotkać można tylko w oazie Azila. Jeszcze przez chwilkę chwiał się na nogach po czym niezgrabnie osunął się na podłoże dziedzińca gdzie czuł się bardziej bezpiecznie i westchnął jakby zrobił ogromną pracę . Azil był oczarowany . Nie znalazł ziarenka ale chyba doczekał się tego co miał mu los przynieść . Gdy ujrzał źrebaka od razu przypomniał sobie starca na grzbiecie cudownej , odważnej klaczy ostatnimi siłami docierającej do źródełka powstałego dzięki niemu , do wody w oazie która uratowała nie tylko staruszka , jak Azil myślał na początku, ale i konia na co wcześniej nie zwrócił uwagi . Teraz zrozumiał że to , co widział wówczas na dziedzińcu miało mu uświadomić że mając wszystko, nie ma jednak najważniejszego, tego ostatniego co by ratować go mógł w chwilach słabości , tego jedynego co zawsze przyniesie mu radość i często użyczy odwagi , powiernika tajemnic i kompana podróży, kogoś, kogo mógłby obdarzyć bezgranicznym zaufaniem i powierzyć mu nawet swoje życie – Azil nie miał przyjaciela . Teraz gdy to wszystko stało się tak jasne, widok stworzenia bezbronnego , na swój sposób bezradnego w stosunku do świata który go otaczał stał się wielkiemu władcy jeszcze piękniejszy i wiedział że ten ogierek to nie jest zwyczajny koń a on zrobi wszystko by razem było im naprawdę dobrze .
Mijały miesiące i z małego pokracznego źrebaka , konik zmieniał się w radosnego rumaka . Prawie cały czas ,czarna czupryna zasłaniała mu oczy błyszczące niczym pochodnie w najciemniejszą noc a grzywa starannie zaczesana na jedną stronę nadawała mu elegancji dorosłego konia . Ogierek uwielbiał biegać wraz z innymi źrebakami ale zawsze można było w nim dostrzec niezwykły wyniosły ruch , wygiętą jak u węża do ukąszenia i smukłą niczym nie mająca końca a jednak zakończona główką szyję , z wyraźną rzeźbą czaszki i zaznaczoną częścią nosa którego nozdrza ciągle pracowały i łapały zapachy świata otaczającego go dookoła . Gniadoszek błyszczał się na słońcu a czarne nogi jak tylko było to możliwe unosiły go w galopie jakby frunął ponad ziemią od czasu do czasu tylko delikatnie jej muskając . Ogon niczym ster uniesiony do góry nadawał mu gracji i lekkości . Gdy źrebak zaczynał biec to wyglądał jakby cały świat się przed nim kłaniał a on sam pewny swego wdzięku przyjmował pokłony z należytym mu szacunkiem . Ale to nie pięknem urzekał ludzi lecz swym magicznym pochodzeniem , maluczcy widzieli w nim magię a możni tego świata zazdrościli Azilowi takiego podarku, szybko bowiem wieść o cudownym ogierze rozniosła się tam gdzie ludzie mieszkali . Każdy chciał go zobaczyć , i uprosić Azila by mu go odsprzedał . Dawali nawet całe krainy , lecz on miał zawsze jedno pytanie na które nikt nie znalazł odpowiedzi ; „ ile jest wart przyjaciel, za jaką sumę można go sprzedać?'' . Było jasne że razem będą na wieki .
Uczta się skończyła , goście się rozjechali i nie wybrano zwycięzcy konkursu bo każdy był w czymś lepszy od innych i każdy miał jakieś swoje wady a żaden z podarków nie był magiczny i idealny i by nie skłócać wielkich świata Azil nie ogłosił remisu tylko powiedział że wszyscy są wygrani i taki wynik każdy przyjął z radością bo każdy czuł się wyróżniony .
Po kilku dniach dalszej zabawy Możni Świata poczęli wracać do swych ziem nie świadomi chwili prawdy jaka miała miejsce przy wieczerzy za sprawą Starca.
Ale nie Azila . On miał widok tego co się wydarzyło cały czas przed oczyma i z każdym dniem upływającym od ich rozmowy coraz bardziej zastanawiał się co wydarzy się tego trzydziestego dnia bo jak na razie już dwadzieścia dziewięć razy polewał ziarno i nic nawet nie drgnęło nawet jeden listek się nie pojawił , jakby ziarno dębu było martwe.
Kolejny dzień miał przynieść coś niezwykłego a Azil niczym młodzian podekscytowany niewiadomym nie mógł zmrużyć oka czekając na pierwsze promienie słońca .
Ranek zaczął się jak zwykle , promienie słońca wtargnęły niespostrzeżenie do sypialni Azila , który już czekał zapatrzony we freski na suficie swojej komnaty . Gdy poczuł delikatne muskanie promieni na policzku , podniósł się , jego twarz była zamyślona . Szybkim krokiem udał się na dziedziniec . W głębi duszy czuł niepokój .
Dziedziniec jeszcze spał , nikt nie krzątał się , nie przygotowywał posiłku , nie naprawiał narzędzi , nie szykował się do pracy , panowała błoga cisza.
Władca udał się w kierunku ziarna by je podlać po raz ostatni , delikatny wiaterek
gładził jego rozgrzane do czerwoności serce które za chwile miało wyskoczyć z piersi .
Ziarna nie było . Czy ktoś je zabrał ? Szybko rozejrzał się wkoło i nikogo nie dostrzegł . Nagle z góry dobiegł go delikatny szelest . Był to ogromny ptak ze szponami wielkości dłoni człowieka i dziobem zakręconym niczym hakiem , harpunem sprawiającym wrażenie niezniszczalnego narzędzia do zabijania . Ptak ten szybował nad dziedzińcem a od jego srebrnobiałych piór blask bił niczym od słońca rażąc oczy . Z każdą minutą szum się wzmagał zamieniając się w podmuch wiatru , blask powoli przechodził w lejący się z nieba żar . Azil nie mógł się poruszyć , magiczna siła trzymała go w miejscu , nie czuł nic . Wpatrywał się w już teraz powstały huragan który niszczył wszystko dookoła ale to jakby nie był jego dziedziniec , patrzył na ogień który trawił wioski , miasta i ostatnie osady zieleni ale nie czuł strachu i palącego gorąca , był ponad tym wszystkim , czuł się bezpiecznie i na coś czekał , serce jego zwolniło jakby za chwilę miało zamrzeć na wieki , wzrok jego zatrzymał się na kuli ognia wyłaniającej się z dymu i zbliżającej się ku niemu ze słyszalnym krzykiem ludzi – jak by setki kobiet i dzieci było tam uwięzionych . Tuz przed Azilem kula się zatrzymała . Nagle wszystko zamarło . Przestało wiać , ucichł hałas , już nikt wkoło nie cierpiał a kula ognia zamieniła się w kopiec z popiołu . Azil ali Ahsan był z powrotem na dziedzińcu . Nie rozumiał nic z tego co się stało i gdyby nie kopiec popiołu uznał by wszystko za sen . Nagle kopiec się poruszył . Powoli , niezgrabnie i wręcz w strasznie niepewny sposób zaczął się z popiołu wynurzać źrebak . Gdy już stanął na nogi otrzepał się z kurzu pogożeliny i zrobił pierwszy niepewny kroczek . Cały się trząsł i był mokry tak jakby dopiero się urodził nie z ognia i popiołu a z łona matki . Z drobnych kopytek unosiła się para lub dym a oczy iskrzyły się niczym rozgrzane węgliki . Nie można było określić maści ale uwagę przykuwała czarna grzywa nad wyraz bujna i ogon który prawie dotykał ziemi opadając na wykrzywione nóżki też czarne jak ziemia najżyźniejsza, którą spotkać można tylko w oazie Azila. Jeszcze przez chwilkę chwiał się na nogach po czym niezgrabnie osunął się na podłoże dziedzińca gdzie czuł się bardziej bezpiecznie i westchnął jakby zrobił ogromną pracę . Azil był oczarowany . Nie znalazł ziarenka ale chyba doczekał się tego co miał mu los przynieść . Gdy ujrzał źrebaka od razu przypomniał sobie starca na grzbiecie cudownej , odważnej klaczy ostatnimi siłami docierającej do źródełka powstałego dzięki niemu , do wody w oazie która uratowała nie tylko staruszka , jak Azil myślał na początku, ale i konia na co wcześniej nie zwrócił uwagi . Teraz zrozumiał że to , co widział wówczas na dziedzińcu miało mu uświadomić że mając wszystko, nie ma jednak najważniejszego, tego ostatniego co by ratować go mógł w chwilach słabości , tego jedynego co zawsze przyniesie mu radość i często użyczy odwagi , powiernika tajemnic i kompana podróży, kogoś, kogo mógłby obdarzyć bezgranicznym zaufaniem i powierzyć mu nawet swoje życie – Azil nie miał przyjaciela . Teraz gdy to wszystko stało się tak jasne, widok stworzenia bezbronnego , na swój sposób bezradnego w stosunku do świata który go otaczał stał się wielkiemu władcy jeszcze piękniejszy i wiedział że ten ogierek to nie jest zwyczajny koń a on zrobi wszystko by razem było im naprawdę dobrze .
Mijały miesiące i z małego pokracznego źrebaka , konik zmieniał się w radosnego rumaka . Prawie cały czas ,czarna czupryna zasłaniała mu oczy błyszczące niczym pochodnie w najciemniejszą noc a grzywa starannie zaczesana na jedną stronę nadawała mu elegancji dorosłego konia . Ogierek uwielbiał biegać wraz z innymi źrebakami ale zawsze można było w nim dostrzec niezwykły wyniosły ruch , wygiętą jak u węża do ukąszenia i smukłą niczym nie mająca końca a jednak zakończona główką szyję , z wyraźną rzeźbą czaszki i zaznaczoną częścią nosa którego nozdrza ciągle pracowały i łapały zapachy świata otaczającego go dookoła . Gniadoszek błyszczał się na słońcu a czarne nogi jak tylko było to możliwe unosiły go w galopie jakby frunął ponad ziemią od czasu do czasu tylko delikatnie jej muskając . Ogon niczym ster uniesiony do góry nadawał mu gracji i lekkości . Gdy źrebak zaczynał biec to wyglądał jakby cały świat się przed nim kłaniał a on sam pewny swego wdzięku przyjmował pokłony z należytym mu szacunkiem . Ale to nie pięknem urzekał ludzi lecz swym magicznym pochodzeniem , maluczcy widzieli w nim magię a możni tego świata zazdrościli Azilowi takiego podarku, szybko bowiem wieść o cudownym ogierze rozniosła się tam gdzie ludzie mieszkali . Każdy chciał go zobaczyć , i uprosić Azila by mu go odsprzedał . Dawali nawet całe krainy , lecz on miał zawsze jedno pytanie na które nikt nie znalazł odpowiedzi ; „ ile jest wart przyjaciel, za jaką sumę można go sprzedać?'' . Było jasne że razem będą na wieki .
poproszę
Chciałbym wiedzieć że to właśnie Ty
Chciałbym znów poczuć miękkość Twych ust
Utulić się w twych ramionach
poczuć co to sny
I znowu poczuć radość życia
co to śmiechu upust
Proszę cię
zabierz mnie tam gdzie granica marzeń
Zabierz mnie tam gdzie tylko ty i ja
Zabierz mnie w świat nie realnych wydarzeń
tam gdzie
Ukojenia znajdzie życia żar
Nie rób krzywdy kwiatu który rośnie
Nie czyń zła słowem zakazanym
Śpiewaj o uczuciu szczerze i radośnie
Nie czyń zdania - wypowiedzianym i zapomnianym
Chciałbym znów poczuć miękkość Twych ust
Utulić się w twych ramionach
poczuć co to sny
I znowu poczuć radość życia
co to śmiechu upust
Proszę cię
zabierz mnie tam gdzie granica marzeń
Zabierz mnie tam gdzie tylko ty i ja
Zabierz mnie w świat nie realnych wydarzeń
tam gdzie
Ukojenia znajdzie życia żar
Nie rób krzywdy kwiatu który rośnie
Nie czyń zła słowem zakazanym
Śpiewaj o uczuciu szczerze i radośnie
Nie czyń zdania - wypowiedzianym i zapomnianym
środa, 15 września 2010
wtorek, 7 września 2010
cd
Starzec poklepał go po ramieniu i rzekł
widzisz teraz Azilu, że małe ziarenko może tak wiele i tak naprawdę wszystko ma swój cel i jest gdzieś zapisane bo czy nie miało tak być , że ty po śmierci ojca staniesz się mimo dziesięciu lat na tyle odpowiedzialny by znaleźć ziarno porzucone przez ptaka i je zasiać a potem dać mu życie by inni mogli żyć ? Tak też czynisz jako król i tak będzie czynić co piąty z Twego rodu bo świat nie może być doskonały....Uratowałeś też i mnie wraz z moim koniem i za to teraz czeka cię nagroda
- ale ja nikogo nie uratowałem – wzdrygnął się Azil – ja tylko chciałem móc czymś się opiekować , pamiętam jak dziś , że w momencie gdy ujrzałem to ziarnko , pomyślałem że jego życie zależy tylko ode mnie więc pomogłem mu przetrwać a gdy już się rozwinęło dostatecznie by samodzielnie żyć opuściłem je by dalej nie narażać się matce i to wszystko co zrobiłem ..
- tak , zrobiłeś tak nie wiele by uczynić tak wiele ...
Po tych słowach zaczęli opadać z powrotem na dziedziniec a tuż po ich powrocie znów odżył on gwarą i harmidrem jak by nic się nie wydarzyło a starzec stał nadal przed Azilem .
Wziął do ręki dzban a drugą ręką potarł oko po czym zaczął łzawić a diamentowa kropla spłynęła prosto do dzbana po czym wyjął zza pasa włos dziwnego koloru i go umieścił starannie na dnie pojemnika mówiąc iż jego łza to wspomnienie chwili szczęścia gdy dotarł do oazy Azila , włos zaś to strzępek sierści klaczy która go w to miejsce dowiozła następnie spojrzał na Azila i rzekł:
- w tym dzbanie też jest radość którą tryska twoja osoba a także prawość , której ci nigdy nie brakło , w tym dzbanie jest cierpienie którego doznałeś i mądrość którą posiadłeś , w tym dzbanie są wszystkie cechy którymi się wsławiasz wszem i wobec wszystkich , ten dzban jest też wypełniony wodą ze źródełka, które tryska z korzeni krzewu porosłego w oazie po drugiej stronie muru , ten dzban niesie ze sobą tajemnicę życia , weź go i raz dziennie przez trzydzieści dni polewaj ziarno dębu, które ci tu kładę a przekonamy się co od losu dostaniesz a to będzie to czego Ci w życiu brakuje ......
wypowiedziawszy to starzec oddalił się pozostawiając wszystkich słuchających z szeroko otwartymi oczyma i w milczeniu . Nikt nie wiedział co się wydarzyło i wydarzy dalej . Każdy był ciekaw cóż to takiego się zdarzy za te trzydzieści dni ...Ciekaw był tez Azil, tak więc wziął dzban i polał pierwszy raz ziarno ....
cdn
widzisz teraz Azilu, że małe ziarenko może tak wiele i tak naprawdę wszystko ma swój cel i jest gdzieś zapisane bo czy nie miało tak być , że ty po śmierci ojca staniesz się mimo dziesięciu lat na tyle odpowiedzialny by znaleźć ziarno porzucone przez ptaka i je zasiać a potem dać mu życie by inni mogli żyć ? Tak też czynisz jako król i tak będzie czynić co piąty z Twego rodu bo świat nie może być doskonały....Uratowałeś też i mnie wraz z moim koniem i za to teraz czeka cię nagroda
- ale ja nikogo nie uratowałem – wzdrygnął się Azil – ja tylko chciałem móc czymś się opiekować , pamiętam jak dziś , że w momencie gdy ujrzałem to ziarnko , pomyślałem że jego życie zależy tylko ode mnie więc pomogłem mu przetrwać a gdy już się rozwinęło dostatecznie by samodzielnie żyć opuściłem je by dalej nie narażać się matce i to wszystko co zrobiłem ..
- tak , zrobiłeś tak nie wiele by uczynić tak wiele ...
Po tych słowach zaczęli opadać z powrotem na dziedziniec a tuż po ich powrocie znów odżył on gwarą i harmidrem jak by nic się nie wydarzyło a starzec stał nadal przed Azilem .
Wziął do ręki dzban a drugą ręką potarł oko po czym zaczął łzawić a diamentowa kropla spłynęła prosto do dzbana po czym wyjął zza pasa włos dziwnego koloru i go umieścił starannie na dnie pojemnika mówiąc iż jego łza to wspomnienie chwili szczęścia gdy dotarł do oazy Azila , włos zaś to strzępek sierści klaczy która go w to miejsce dowiozła następnie spojrzał na Azila i rzekł:
- w tym dzbanie też jest radość którą tryska twoja osoba a także prawość , której ci nigdy nie brakło , w tym dzbanie jest cierpienie którego doznałeś i mądrość którą posiadłeś , w tym dzbanie są wszystkie cechy którymi się wsławiasz wszem i wobec wszystkich , ten dzban jest też wypełniony wodą ze źródełka, które tryska z korzeni krzewu porosłego w oazie po drugiej stronie muru , ten dzban niesie ze sobą tajemnicę życia , weź go i raz dziennie przez trzydzieści dni polewaj ziarno dębu, które ci tu kładę a przekonamy się co od losu dostaniesz a to będzie to czego Ci w życiu brakuje ......
wypowiedziawszy to starzec oddalił się pozostawiając wszystkich słuchających z szeroko otwartymi oczyma i w milczeniu . Nikt nie wiedział co się wydarzyło i wydarzy dalej . Każdy był ciekaw cóż to takiego się zdarzy za te trzydzieści dni ...Ciekaw był tez Azil, tak więc wziął dzban i polał pierwszy raz ziarno ....
cdn
Subskrybuj:
Posty (Atom)