Tego dnia już nic nadzwyczajnego się nie stało , wszyscy się bawili , weselili i ucztowali bez granic oddając się rozkoszom. Tylko nasz pan w zamyśleniu obserwował ziarno, które miało odpowiedzieć na jedno pytanie a mianowicie czy jest szczęśliwy i czy on sam wie co to jest szczęście .....
Uczta się skończyła , goście się rozjechali i nie wybrano zwycięzcy konkursu bo każdy był w czymś lepszy od innych i każdy miał jakieś swoje wady a żaden z podarków nie był magiczny i idealny i by nie skłócać wielkich świata Azil nie ogłosił remisu tylko powiedział że wszyscy są wygrani i taki wynik każdy przyjął z radością bo każdy czuł się wyróżniony .
Po kilku dniach dalszej zabawy Możni Świata poczęli wracać do swych ziem nie świadomi chwili prawdy jaka miała miejsce przy wieczerzy za sprawą Starca.
Ale nie Azila . On miał widok tego co się wydarzyło cały czas przed oczyma i z każdym dniem upływającym od ich rozmowy coraz bardziej zastanawiał się co wydarzy się tego trzydziestego dnia bo jak na razie już dwadzieścia dziewięć razy polewał ziarno i nic nawet nie drgnęło nawet jeden listek się nie pojawił , jakby ziarno dębu było martwe.
Kolejny dzień miał przynieść coś niezwykłego a Azil niczym młodzian podekscytowany niewiadomym nie mógł zmrużyć oka czekając na pierwsze promienie słońca .
Ranek zaczął się jak zwykle , promienie słońca wtargnęły niespostrzeżenie do sypialni Azila , który już czekał zapatrzony we freski na suficie swojej komnaty . Gdy poczuł delikatne muskanie promieni na policzku , podniósł się , jego twarz była zamyślona . Szybkim krokiem udał się na dziedziniec . W głębi duszy czuł niepokój .
Dziedziniec jeszcze spał , nikt nie krzątał się , nie przygotowywał posiłku , nie naprawiał narzędzi , nie szykował się do pracy , panowała błoga cisza.
Władca udał się w kierunku ziarna by je podlać po raz ostatni , delikatny wiaterek
gładził jego rozgrzane do czerwoności serce które za chwile miało wyskoczyć z piersi .
Ziarna nie było . Czy ktoś je zabrał ? Szybko rozejrzał się wkoło i nikogo nie dostrzegł . Nagle z góry dobiegł go delikatny szelest . Był to ogromny ptak ze szponami wielkości dłoni człowieka i dziobem zakręconym niczym hakiem , harpunem sprawiającym wrażenie niezniszczalnego narzędzia do zabijania . Ptak ten szybował nad dziedzińcem a od jego srebrnobiałych piór blask bił niczym od słońca rażąc oczy . Z każdą minutą szum się wzmagał zamieniając się w podmuch wiatru , blask powoli przechodził w lejący się z nieba żar . Azil nie mógł się poruszyć , magiczna siła trzymała go w miejscu , nie czuł nic . Wpatrywał się w już teraz powstały huragan który niszczył wszystko dookoła ale to jakby nie był jego dziedziniec , patrzył na ogień który trawił wioski , miasta i ostatnie osady zieleni ale nie czuł strachu i palącego gorąca , był ponad tym wszystkim , czuł się bezpiecznie i na coś czekał , serce jego zwolniło jakby za chwilę miało zamrzeć na wieki , wzrok jego zatrzymał się na kuli ognia wyłaniającej się z dymu i zbliżającej się ku niemu ze słyszalnym krzykiem ludzi – jak by setki kobiet i dzieci było tam uwięzionych . Tuz przed Azilem kula się zatrzymała . Nagle wszystko zamarło . Przestało wiać , ucichł hałas , już nikt wkoło nie cierpiał a kula ognia zamieniła się w kopiec z popiołu . Azil ali Ahsan był z powrotem na dziedzińcu . Nie rozumiał nic z tego co się stało i gdyby nie kopiec popiołu uznał by wszystko za sen . Nagle kopiec się poruszył . Powoli , niezgrabnie i wręcz w strasznie niepewny sposób zaczął się z popiołu wynurzać źrebak . Gdy już stanął na nogi otrzepał się z kurzu pogożeliny i zrobił pierwszy niepewny kroczek . Cały się trząsł i był mokry tak jakby dopiero się urodził nie z ognia i popiołu a z łona matki . Z drobnych kopytek unosiła się para lub dym a oczy iskrzyły się niczym rozgrzane węgliki . Nie można było określić maści ale uwagę przykuwała czarna grzywa nad wyraz bujna i ogon który prawie dotykał ziemi opadając na wykrzywione nóżki też czarne jak ziemia najżyźniejsza, którą spotkać można tylko w oazie Azila. Jeszcze przez chwilkę chwiał się na nogach po czym niezgrabnie osunął się na podłoże dziedzińca gdzie czuł się bardziej bezpiecznie i westchnął jakby zrobił ogromną pracę . Azil był oczarowany . Nie znalazł ziarenka ale chyba doczekał się tego co miał mu los przynieść . Gdy ujrzał źrebaka od razu przypomniał sobie starca na grzbiecie cudownej , odważnej klaczy ostatnimi siłami docierającej do źródełka powstałego dzięki niemu , do wody w oazie która uratowała nie tylko staruszka , jak Azil myślał na początku, ale i konia na co wcześniej nie zwrócił uwagi . Teraz zrozumiał że to , co widział wówczas na dziedzińcu miało mu uświadomić że mając wszystko, nie ma jednak najważniejszego, tego ostatniego co by ratować go mógł w chwilach słabości , tego jedynego co zawsze przyniesie mu radość i często użyczy odwagi , powiernika tajemnic i kompana podróży, kogoś, kogo mógłby obdarzyć bezgranicznym zaufaniem i powierzyć mu nawet swoje życie – Azil nie miał przyjaciela . Teraz gdy to wszystko stało się tak jasne, widok stworzenia bezbronnego , na swój sposób bezradnego w stosunku do świata który go otaczał stał się wielkiemu władcy jeszcze piękniejszy i wiedział że ten ogierek to nie jest zwyczajny koń a on zrobi wszystko by razem było im naprawdę dobrze .
Mijały miesiące i z małego pokracznego źrebaka , konik zmieniał się w radosnego rumaka . Prawie cały czas ,czarna czupryna zasłaniała mu oczy błyszczące niczym pochodnie w najciemniejszą noc a grzywa starannie zaczesana na jedną stronę nadawała mu elegancji dorosłego konia . Ogierek uwielbiał biegać wraz z innymi źrebakami ale zawsze można było w nim dostrzec niezwykły wyniosły ruch , wygiętą jak u węża do ukąszenia i smukłą niczym nie mająca końca a jednak zakończona główką szyję , z wyraźną rzeźbą czaszki i zaznaczoną częścią nosa którego nozdrza ciągle pracowały i łapały zapachy świata otaczającego go dookoła . Gniadoszek błyszczał się na słońcu a czarne nogi jak tylko było to możliwe unosiły go w galopie jakby frunął ponad ziemią od czasu do czasu tylko delikatnie jej muskając . Ogon niczym ster uniesiony do góry nadawał mu gracji i lekkości . Gdy źrebak zaczynał biec to wyglądał jakby cały świat się przed nim kłaniał a on sam pewny swego wdzięku przyjmował pokłony z należytym mu szacunkiem . Ale to nie pięknem urzekał ludzi lecz swym magicznym pochodzeniem , maluczcy widzieli w nim magię a możni tego świata zazdrościli Azilowi takiego podarku, szybko bowiem wieść o cudownym ogierze rozniosła się tam gdzie ludzie mieszkali . Każdy chciał go zobaczyć , i uprosić Azila by mu go odsprzedał . Dawali nawet całe krainy , lecz on miał zawsze jedno pytanie na które nikt nie znalazł odpowiedzi ; „ ile jest wart przyjaciel, za jaką sumę można go sprzedać?'' . Było jasne że razem będą na wieki .
czwartek, 16 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz