Ucztę postanowił Azil umieścić pośrodku swojego pałacu , pod dachem nieba . Ze czterech stron otaczały dziedziniec ściany z dziwnego kamienia , białego jak śnieg . którego nikt tam nigdy nie widział i o zapachu soli której było wkoło pod dostatkiem . Ściany były pokryte płaskorzeźbami przedstawiającymi polowania , zabawę czy uprawę roli , wejścia do pomieszczeń były podparte podwójnymi kolumnami a na wysokości sufitów , po zewnętrznej stronie ściany przebiegał pas wzorów prze śmiałych i różnych , gdzie żadna figura się nie powtarzała i była z robiona z trzech różnokolorowych kamieni . Jako światło używano rzeźb z drzewa dwustuletniego . Umieszczono je w dziesięciu różnych punktach dziedzińca w kształcie pochylonej dłoni do środka placu trzymającej pochodnię . Całość wieńczyła przepiękna fontanna usytuowana w najbardziej eksponowany miejscu wkoło porośnięta niskim bluszczem na wzór dywanu a przedstawiająca konia w galopie spod którego kopyt rozbryzgiwała się woda nadając powietrzu wilgotny orzeźwiający posmak . A koń był niesamowity i jakby zaczarowany , z każdej strony przechodząc mienił się inną barwą zawsze odprowadzając wzrokiem swojego obserwatora , grzywa jak i ogon sprawiały wrażenie jakby się poruszały i wszystko było tak przepięknie wkomponowane, że rozejrzawszy się dookoła , na wszystkie płaskorzeźby , na fontannę , zamykając oczy można było usłyszeć zgiełk zabawy , poczuć zmęczenia rolnika i trud myśliwego a wszystko to dopełniał tętent konia dobiegający z oddali .
Przybyszom na sam widok miejsca wieczerzy brakowało tchu w piersiach. Jeden ze wschodnich Panów określił ten dziedziniec mianem pokoju bogów a drugi zakrzyknął ucztą dla oczu , bo jak świat wielki nigdzie nie było bardziej dostojnego miejsca i odpowiedniego na spotkanie wszystkich możnych tego świata .
A możni Władcy zgodnie z zapowiedzią przybyli z niespodzianką i magicznymi prezentami , jedni by się pochwalić , inni by podarować je Azilowi w podzięce za gościnę .
Były to tafle diamentowe w których świat był inny , były to skrzynie bez dna gdzie echo nie miało końca , były figurki złote , które same mówiły i zwierzęta przedziwne , przerażające , które pokorne jak baranki były .
Na koniec pokazów , gdy władcy swoimi podarkami się chełpili , wstał z miejsca starzec , wziął do rąk dzban z którym się nie rozstawał i podszedł przed oblicze Azila .
Skłoniwszy się nisko rzekł :
Panie i Władco , stwórco krainy dobra i prawa , nie masz jak mniemam wrogów na tej ziemi bo wróg by tu się nie zjawił a są wszyscy wielcy tego świata , Mniemam też, że nic Ci nie brakuje i skąpy nie jesteś bo swoją wczorajszą wieczerzę spędziłeś ze służkami pomagając im w pracy . Nie masz wrogów , nic ci nie brakuje , jesteś wesoły i lubiany ale czy jesteś szczęśliwy ? Czy masz wszystko ? Czy daje Ci satysfakcję ten żywot ? Nikt tego nie może wiedzieć gdy czas jego jeszcze nie dobiegł końca a ja sprawię że Ty się tego dowiesz bo jestem starcem jak o mnie mawiają starszym niż czas na świecie i zbiorę cię na kres twojej drogi byś poznał smak końca i początku wszystkiego byś mógł obejrzeć swoje życie z boku .
Zanim ktokolwiek nad tymi słowy się zastanowił , cały świat począł wirować . Starzec rozłożył ręce na boki i jednym skinieniem posłał wszystkich w objęcia snu. Sam stanął przy Azilu , objął go i wir który ich otaczał poniósł skrawek ziemi na której stali wysoko ku górze . Tam zamarli w bezruchu a Azil ali Ahsan zobaczył całe swoje życie , jak był dzieckiem w kołysce , gdy jego ojciec na wojnę wyruszał , płacz matki po śmierci męża , przyjaciół którzy nigdy mu dobrze nie życzyli , ziemie napadane przez wrogów których bronił , widział krew która się lała i zobaczył coś jeszcze – małe ziarnko które zasychało na ognistym słońcu , był wówczas małym chłopcem , podniósł je i pobiegł najdalej jak mógł po czym je zakopał i przez kilka lat je podlewał. Widział jak śmieli się z jego trudu rówieśnicy i dorośli tylko on sam był smutny bo matka zakazała mu tam więcej chodzić i poleciła postawić ogromny mur by mu to uniemożliwić . Tymczasem mijały lata , po drugiej stronie za murem wkradała się pustynia i tylko miejsce gdzie był posadzony krzaczek zieleniło się na wszystkie możliwe sposoby , rosły tam palmy , odpoczywały zwierzęta i woda tryskała tak świeża jak nigdzie na świecie . Teraz małe ziarenko uratowane przez Azila stworzyło najwspanialszą oazę po tamtej stronie muru i jedyną nadzieję dla wędrownych i gdy tak obserwował nieświadome dzieło swojego życia Azil ujrzał starca na koniu , właśnie tego który teraz stał obok niego wysoko w górze . Prawie spadał ze zdobionego perłami siodła a koń dzielnie zmierzał ku źródełku , tuż przy nim padł na ziemię mocząc łeb w tafli wody , starzec spadając z konia oprzytomniał i na kolanach podciągnął się by zmoczyć zaschłe usta. Tak niewiele brakowało by zginęli...
Po tym co zobaczył , Azil już nie wiedział kim jest Starzec , kim on jest i co ma o tym myśleć , milion myśli kłębiło mu się w głowie ale żadnego logicznego wyjaśnienia nie miał.
cdn
niedziela, 5 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz