poniedziałek, 27 września 2010

.....

Jedna godzina , druga
Nadal wpatrzony w ścianę
Przysłania ten widok
Mgła
Chwil które
Nie zostaną zrozumiane
Szarość smutku
rysuje kolorami
Czerń dnia kolejnego
By ponownie zetrzeć się
z marzeniami
I tak pragnienia
Już przegranego
Wstać by nie patrzeć
By nie czuć
By nie być
Wstać by zapłakać
Nie pamiętać
Drugi raz tego nie
Przeżyć
Wstać by odejść
Lecz tu być mu kazano
I czekać
I po co
Mieć nadzieje co rano….

piątek, 17 września 2010

...cd

Gdy gniadosz osiągnął odpowiedni wiek w rozwoju fizycznym , zmężniał i przybrał kształty dorosłego konia , Azil postanowił pierwszy raz wsiąść na niego . Wybrał ku temu pogodny dzień. Sposobił się na tą chwilę bardzo długo, zastanawiał się , jak koń przyjmie intruza na grzbiecie . Zdziwienie jakie go opanowało gdy wsiadł na gniadosza graniczyło z euforią , szalony ogier był potulny, posłuszny - jakby nic innego nie robił tylko zawsze woził swojego pana . Nie zastanawiając się długo krzyknął do ludzi by otwierali bramy i pognał w pustynię. Chciał by ten pierwszy wspólny wyjazd zapadł im obu w pamięci więc puścił wolno wodze i pozwolił aby ognisty ogier poniósł go tak daleko jak sam zechce. I pędzili tak przez piaski pustyni , do brzegu czarnego morza.
Tak się rozpoczęła ich wspólna podróż przez życie...Lata mijały a więź Pana z koniem stawała się coraz większa. Żona Azila - Anaponia za każdym razem, gdy ten wyruszał w świat, bała się o męża. Ale nie teraz, nie teraz gdy towarzyszył mu ogier .
Swoim spokojem, spojrzeniem a nawet ruchem okazywał wielkość ponad tym wszystkim co złe, każdy kto przy nim przebywał z otoczenia Azila czuł się bezpieczny a samemu Azilowi na pewno nic nie groziło – żona wyczuwała to dziwne zjawisko i była temu rada a w podzięce za to że ów koń jest, karmiła go smakołykami , oczywiście skrycie przed Azilem.

cdn...

bezradność

Zapytałaś mnie o jutro…
Dlaczego znowu pada deszcz….
Zapytałaś mnie o przyszłość…
Czy to wszystko ma jakiś sens ?
Otuliłaś mnie spojrzeniem
Już nie było iskry w oku
Otuliłaś cichym słowem
Lecz stanąłem znów sam w mroku
Zasłoniła Cie kurtyna
Spadających kropel łez
Głucha cisza stłumiła Twoje słowa
I stanęłaś obok w mroku
Też
I po ciemku się szukamy
Głusi ślepi na los zły
W myślach
wypełnieni nadziejami
Zamieniamy rzeczywistość w sny

czwartek, 16 września 2010

...cd

 Tego dnia już nic nadzwyczajnego się nie stało , wszyscy się bawili , weselili i ucztowali bez granic oddając się rozkoszom. Tylko nasz pan w zamyśleniu obserwował ziarno, które miało odpowiedzieć na jedno pytanie a mianowicie czy jest szczęśliwy i czy on sam wie co to jest szczęście .....
 Uczta się skończyła , goście się rozjechali i nie wybrano zwycięzcy konkursu bo każdy był w czymś lepszy od innych i każdy miał jakieś swoje wady a żaden z podarków nie był magiczny i idealny i by nie skłócać wielkich świata Azil nie ogłosił remisu tylko powiedział że wszyscy są wygrani i taki wynik każdy przyjął z radością bo każdy czuł się wyróżniony .

 Po kilku dniach dalszej zabawy Możni Świata poczęli wracać do swych ziem nie świadomi chwili prawdy jaka miała miejsce przy wieczerzy za sprawą Starca.
 Ale nie Azila . On miał widok tego co się wydarzyło cały czas przed oczyma i z każdym dniem upływającym od ich rozmowy coraz bardziej zastanawiał się co wydarzy się tego trzydziestego dnia bo jak na razie już dwadzieścia dziewięć razy polewał ziarno i nic nawet nie drgnęło nawet jeden listek się nie pojawił , jakby ziarno dębu było martwe.
 Kolejny dzień miał przynieść coś niezwykłego a Azil niczym młodzian podekscytowany niewiadomym nie mógł zmrużyć oka czekając na pierwsze promienie słońca .


Ranek zaczął się jak zwykle , promienie słońca wtargnęły niespostrzeżenie do sypialni Azila , który już czekał zapatrzony we freski na suficie swojej komnaty . Gdy poczuł delikatne muskanie promieni na policzku , podniósł się , jego twarz była zamyślona . Szybkim krokiem udał się na dziedziniec . W głębi duszy czuł niepokój .
Dziedziniec jeszcze spał , nikt nie krzątał się , nie przygotowywał posiłku , nie naprawiał narzędzi , nie szykował się do pracy , panowała błoga cisza.
Władca udał się w kierunku ziarna by je podlać po raz ostatni , delikatny wiaterek
gładził jego rozgrzane do czerwoności serce które za chwile miało wyskoczyć z piersi .
Ziarna nie było . Czy ktoś je zabrał ? Szybko rozejrzał się wkoło i nikogo nie dostrzegł . Nagle z góry dobiegł go delikatny szelest . Był to ogromny ptak ze szponami wielkości dłoni człowieka i dziobem zakręconym niczym hakiem , harpunem sprawiającym wrażenie niezniszczalnego narzędzia do zabijania . Ptak ten szybował nad dziedzińcem a od jego srebrnobiałych piór blask bił niczym od słońca rażąc oczy . Z każdą minutą szum się wzmagał zamieniając się w podmuch wiatru , blask powoli przechodził w lejący się z nieba żar . Azil nie mógł się poruszyć , magiczna siła trzymała go w miejscu , nie czuł nic . Wpatrywał się w już teraz powstały huragan który niszczył wszystko dookoła ale to jakby nie był jego dziedziniec , patrzył na ogień który trawił wioski , miasta i ostatnie osady zieleni ale nie czuł strachu i palącego gorąca , był ponad tym wszystkim , czuł się bezpiecznie i na coś czekał , serce jego zwolniło jakby za chwilę miało zamrzeć na wieki , wzrok jego zatrzymał się na kuli ognia wyłaniającej się z dymu i zbliżającej się ku niemu ze słyszalnym krzykiem ludzi – jak by setki kobiet i dzieci było tam uwięzionych . Tuz przed Azilem kula się zatrzymała . Nagle wszystko zamarło . Przestało wiać , ucichł hałas , już nikt wkoło nie cierpiał a kula ognia zamieniła się w kopiec z popiołu . Azil ali Ahsan był z powrotem na dziedzińcu . Nie rozumiał nic z tego co się stało i gdyby nie kopiec popiołu uznał by wszystko za sen . Nagle kopiec się poruszył . Powoli , niezgrabnie i wręcz w strasznie niepewny sposób zaczął się z popiołu wynurzać źrebak . Gdy już stanął na nogi otrzepał się z kurzu pogożeliny i zrobił pierwszy niepewny kroczek . Cały się trząsł i był mokry tak jakby dopiero się urodził nie z ognia i popiołu a z łona matki . Z drobnych kopytek unosiła się para lub dym a oczy iskrzyły się niczym rozgrzane węgliki . Nie można było określić maści ale uwagę przykuwała czarna grzywa nad wyraz bujna i ogon który prawie dotykał ziemi opadając na wykrzywione nóżki też czarne jak ziemia najżyźniejsza, którą spotkać można tylko w oazie Azila. Jeszcze przez chwilkę chwiał się na nogach po czym niezgrabnie osunął się na podłoże dziedzińca gdzie czuł się bardziej bezpiecznie i westchnął jakby zrobił ogromną pracę . Azil był oczarowany . Nie znalazł ziarenka ale chyba doczekał się tego co miał mu los przynieść . Gdy ujrzał źrebaka od razu przypomniał sobie starca na grzbiecie cudownej , odważnej klaczy ostatnimi siłami docierającej do źródełka powstałego dzięki niemu , do wody w oazie która uratowała nie tylko staruszka , jak Azil myślał na początku, ale i konia na co wcześniej nie zwrócił uwagi . Teraz zrozumiał że to , co widział wówczas na dziedzińcu miało mu uświadomić że mając wszystko, nie ma jednak najważniejszego, tego ostatniego co by ratować go mógł w chwilach słabości , tego jedynego co zawsze przyniesie mu radość i często użyczy odwagi , powiernika tajemnic i kompana podróży, kogoś, kogo mógłby obdarzyć bezgranicznym zaufaniem i powierzyć mu nawet swoje życie – Azil nie miał przyjaciela . Teraz gdy to wszystko stało się tak jasne, widok stworzenia bezbronnego , na swój sposób bezradnego w stosunku do świata który go otaczał stał się wielkiemu władcy jeszcze piękniejszy i wiedział że ten ogierek to nie jest zwyczajny koń a on zrobi wszystko by razem było im naprawdę dobrze .
Mijały miesiące i z małego pokracznego źrebaka , konik zmieniał się w radosnego rumaka . Prawie cały czas ,czarna czupryna zasłaniała mu oczy błyszczące niczym pochodnie w najciemniejszą noc a grzywa starannie zaczesana na jedną stronę nadawała mu elegancji dorosłego konia . Ogierek uwielbiał biegać wraz z innymi źrebakami ale zawsze można było w nim dostrzec niezwykły wyniosły ruch , wygiętą jak u węża do ukąszenia i smukłą niczym nie mająca końca a jednak zakończona główką szyję , z wyraźną rzeźbą czaszki i zaznaczoną częścią nosa którego nozdrza ciągle pracowały i łapały zapachy świata otaczającego go dookoła . Gniadoszek błyszczał się na słońcu a czarne nogi jak tylko było to możliwe unosiły go w galopie jakby frunął ponad ziemią od czasu do czasu tylko delikatnie jej muskając . Ogon niczym ster uniesiony do góry nadawał mu gracji i lekkości . Gdy źrebak zaczynał biec to wyglądał jakby cały świat się przed nim kłaniał a on sam pewny swego wdzięku przyjmował pokłony z należytym mu szacunkiem . Ale to nie pięknem urzekał ludzi lecz swym magicznym pochodzeniem , maluczcy widzieli w nim magię a możni tego świata zazdrościli Azilowi takiego podarku, szybko bowiem wieść o cudownym ogierze rozniosła się tam gdzie ludzie mieszkali . Każdy chciał go zobaczyć , i uprosić Azila by mu go odsprzedał . Dawali nawet całe krainy , lecz on miał zawsze jedno pytanie na które nikt nie znalazł odpowiedzi ; „ ile jest wart przyjaciel, za jaką sumę można go sprzedać?'' . Było jasne że razem będą na wieki .

poproszę

Chciałbym wiedzieć że to właśnie Ty
Chciałbym znów poczuć miękkość Twych ust
Utulić się w twych ramionach
poczuć co to sny
I znowu poczuć radość życia
co to śmiechu upust
Proszę cię
zabierz mnie tam gdzie granica marzeń
Zabierz mnie tam gdzie tylko ty i ja
Zabierz mnie w świat nie realnych wydarzeń
tam gdzie
Ukojenia znajdzie życia żar
Nie rób krzywdy kwiatu który rośnie
Nie czyń zła słowem zakazanym
Śpiewaj o uczuciu szczerze i radośnie
Nie czyń zdania - wypowiedzianym i zapomnianym

środa, 15 września 2010

wtorek, 7 września 2010

cd

Starzec poklepał go po ramieniu i rzekł
 widzisz teraz Azilu, że małe ziarenko może tak wiele i tak naprawdę wszystko ma swój cel i jest gdzieś zapisane bo czy nie miało tak być , że ty po śmierci ojca staniesz się mimo dziesięciu lat na tyle odpowiedzialny by znaleźć ziarno porzucone przez ptaka i je zasiać a potem dać mu życie by inni mogli żyć ? Tak też czynisz jako król i tak będzie czynić co piąty z Twego rodu bo świat nie może być doskonały....Uratowałeś też i mnie wraz z moim koniem i za to teraz czeka cię nagroda
 - ale ja nikogo nie uratowałem – wzdrygnął się Azil – ja tylko chciałem móc czymś się opiekować , pamiętam jak dziś , że w momencie gdy ujrzałem to ziarnko , pomyślałem że jego życie zależy tylko ode mnie więc pomogłem mu przetrwać a gdy już się rozwinęło dostatecznie by samodzielnie żyć opuściłem je by dalej nie narażać się matce i to wszystko co zrobiłem ..
 - tak , zrobiłeś tak nie wiele by uczynić tak wiele ...

 Po tych słowach zaczęli opadać z powrotem na dziedziniec a tuż po ich powrocie znów odżył on gwarą i harmidrem jak by nic się nie wydarzyło a starzec stał nadal przed Azilem .
 Wziął do ręki dzban a drugą ręką potarł oko po czym zaczął łzawić a diamentowa kropla spłynęła prosto do dzbana po czym wyjął zza pasa włos dziwnego koloru i go umieścił starannie na dnie pojemnika mówiąc iż jego łza to wspomnienie chwili szczęścia gdy dotarł do oazy Azila , włos zaś to strzępek sierści klaczy która go w to miejsce dowiozła następnie spojrzał na Azila i rzekł:
 - w tym dzbanie też jest radość którą tryska twoja osoba a także prawość , której ci nigdy nie brakło , w tym dzbanie jest cierpienie którego doznałeś i mądrość którą posiadłeś , w tym dzbanie są wszystkie cechy którymi się wsławiasz wszem i wobec wszystkich , ten dzban jest też wypełniony wodą ze źródełka, które tryska z korzeni krzewu porosłego w oazie po drugiej stronie muru , ten dzban niesie ze sobą tajemnicę życia , weź go i raz dziennie przez trzydzieści dni polewaj ziarno dębu, które ci tu kładę a przekonamy się co od losu dostaniesz a to będzie to czego Ci w życiu brakuje ......

 wypowiedziawszy to starzec oddalił się pozostawiając wszystkich słuchających z szeroko otwartymi oczyma i w milczeniu . Nikt nie wiedział co się wydarzyło i wydarzy dalej . Każdy był ciekaw cóż to takiego się zdarzy za te trzydzieści dni ...Ciekaw był tez Azil, tak więc wziął dzban i polał pierwszy raz ziarno ....

cdn

niedziela, 5 września 2010

...cd

Ucztę postanowił Azil umieścić pośrodku swojego pałacu , pod dachem nieba . Ze czterech stron otaczały dziedziniec ściany z dziwnego kamienia , białego jak śnieg . którego nikt tam nigdy nie widział i o zapachu soli której było wkoło pod dostatkiem . Ściany były pokryte płaskorzeźbami przedstawiającymi polowania , zabawę czy uprawę roli , wejścia do pomieszczeń były podparte podwójnymi kolumnami a na wysokości sufitów , po zewnętrznej stronie ściany przebiegał pas wzorów prze śmiałych i różnych , gdzie żadna figura się nie powtarzała i była z robiona z trzech różnokolorowych kamieni . Jako światło używano rzeźb z drzewa dwustuletniego . Umieszczono je w dziesięciu różnych punktach dziedzińca w kształcie pochylonej dłoni do środka placu trzymającej pochodnię . Całość wieńczyła przepiękna fontanna usytuowana w najbardziej eksponowany miejscu wkoło porośnięta niskim bluszczem na wzór dywanu a przedstawiająca konia w galopie spod którego kopyt rozbryzgiwała się woda nadając powietrzu wilgotny orzeźwiający posmak . A koń był niesamowity i jakby zaczarowany , z każdej strony przechodząc mienił się inną barwą zawsze odprowadzając wzrokiem swojego obserwatora , grzywa jak i ogon sprawiały wrażenie jakby się poruszały i wszystko było tak przepięknie wkomponowane, że rozejrzawszy się dookoła , na wszystkie płaskorzeźby , na fontannę , zamykając oczy można było usłyszeć zgiełk zabawy , poczuć zmęczenia rolnika i trud myśliwego a wszystko to dopełniał tętent konia dobiegający z oddali .
Przybyszom na sam widok miejsca wieczerzy brakowało tchu w piersiach. Jeden ze wschodnich Panów określił ten dziedziniec mianem pokoju bogów a drugi zakrzyknął ucztą dla oczu , bo jak świat wielki nigdzie nie było bardziej dostojnego miejsca i odpowiedniego na spotkanie wszystkich możnych tego świata .
A możni Władcy zgodnie z zapowiedzią przybyli z niespodzianką i magicznymi prezentami , jedni by się pochwalić , inni by podarować je Azilowi w podzięce za gościnę .
Były to tafle diamentowe w których świat był inny , były to skrzynie bez dna gdzie echo nie miało końca , były figurki złote , które same mówiły i zwierzęta przedziwne , przerażające , które pokorne jak baranki były .
Na koniec pokazów , gdy władcy swoimi podarkami się chełpili , wstał z miejsca starzec , wziął do rąk dzban z którym się nie rozstawał i podszedł przed oblicze Azila .
Skłoniwszy się nisko rzekł :
 Panie i Władco , stwórco krainy dobra i prawa , nie masz jak mniemam wrogów na tej ziemi bo wróg by tu się nie zjawił a są wszyscy wielcy tego świata , Mniemam też, że nic Ci nie brakuje i skąpy nie jesteś bo swoją wczorajszą wieczerzę spędziłeś ze służkami pomagając im w pracy . Nie masz wrogów , nic ci nie brakuje , jesteś wesoły i lubiany ale czy jesteś szczęśliwy ? Czy masz wszystko ? Czy daje Ci satysfakcję ten żywot ? Nikt tego nie może wiedzieć gdy czas jego jeszcze nie dobiegł końca a ja sprawię że Ty się tego dowiesz bo jestem starcem jak o mnie mawiają starszym niż czas na świecie i zbiorę cię na kres twojej drogi byś poznał smak końca i początku wszystkiego byś mógł obejrzeć swoje życie z boku .

Zanim ktokolwiek nad tymi słowy się zastanowił , cały świat począł wirować . Starzec rozłożył ręce na boki i jednym skinieniem posłał wszystkich w objęcia snu. Sam stanął przy Azilu , objął go i wir który ich otaczał poniósł skrawek ziemi na której stali wysoko ku górze . Tam zamarli w bezruchu a Azil ali Ahsan zobaczył całe swoje życie , jak był dzieckiem w kołysce , gdy jego ojciec na wojnę wyruszał , płacz matki po śmierci męża , przyjaciół którzy nigdy mu dobrze nie życzyli , ziemie napadane przez wrogów których bronił , widział krew która się lała i zobaczył coś jeszcze – małe ziarnko które zasychało na ognistym słońcu , był wówczas małym chłopcem , podniósł je i pobiegł najdalej jak mógł po czym je zakopał i przez kilka lat je podlewał. Widział jak śmieli się z jego trudu rówieśnicy i dorośli tylko on sam był smutny bo matka zakazała mu tam więcej chodzić i poleciła postawić ogromny mur by mu to uniemożliwić . Tymczasem mijały lata , po drugiej stronie za murem wkradała się pustynia i tylko miejsce gdzie był posadzony krzaczek zieleniło się na wszystkie możliwe sposoby , rosły tam palmy , odpoczywały zwierzęta i woda tryskała tak świeża jak nigdzie na świecie . Teraz małe ziarenko uratowane przez Azila stworzyło najwspanialszą oazę po tamtej stronie muru i jedyną nadzieję dla wędrownych i gdy tak obserwował nieświadome dzieło swojego życia Azil ujrzał starca na koniu , właśnie tego który teraz stał obok niego wysoko w górze . Prawie spadał ze zdobionego perłami siodła a koń dzielnie zmierzał ku źródełku , tuż przy nim padł na ziemię mocząc łeb w tafli wody , starzec spadając z konia oprzytomniał i na kolanach podciągnął się by zmoczyć zaschłe usta. Tak niewiele brakowało by zginęli...
Po tym co zobaczył , Azil już nie wiedział kim jest Starzec , kim on jest i co ma o tym myśleć , milion myśli kłębiło mu się w głowie ale żadnego logicznego wyjaśnienia nie miał.


cdn

czwartek, 2 września 2010

...cd

Twarz człowieka stojącego przed tak Wielkim Panem nie wyrażała żadnych uczuć , długa posiwiała broda wplątywała się we włosy równie siwe opadające za ramiona , oczy niczym nie zrażone patrzyły przed siebie jak by nie widząc nikogo i niczego , szata była schludna ale nie uboga , czysta ...emanowało od niej świeżością tą którą pachną ubrania nigdy nie noszone.
Nikt nie widział oznak zmęczenia , nikt nie zauważył żadnych oznak lub jakiekolwiek wskazówki , która to by chociaż w jakimś stopniu odkryła tajemnicę Starca . Stał on tak w bramie ze swoim nie za dużym dzbanem w dłoni i czekał , czekał na Azila .

 Kim jesteś Panie – Azil ze stoicką powagą i szacunkiem zwrócił się do przybysz – czyż bym zaprosił i nie zapamiętał ? Gdzie Twa świta , orszak , czy coś się po drodze wydarzyło ? - ostatnia część pytania była tą która wydała się Azilowi najbardziej prawdopodobna odpowiedzią na jego pytanie gdyż musiało się coś stać bo jak ów Starzec mógł samotnie przebrnąć taką drogę . Zbliżył się do niego , podając mu dłoń spojrzał głęboko w oczy i się przeraził bo nic w nich nie było , nie było życia , iskry , radości czy cierpienia , były puste....Starzec wyciągnął dłoń odsłaniając drugą , wewnętrzną część szaty z której to rozbłysło się światło od nici złotych i zacisków diamentowych tak pięknych , że wszyscy dookoła aż westchnęli z zachwytu.
 Po krótkim milczeniu rzekł jak by nie swoim głosem – znasz mnie Azilu lecz nie z imienia . Jestem tym czym inni nie mogą być bo świat w mej osobie nie potrzebuje równowagi jak i przeciwwagi . Jestem na twoje zaproszenie chociaż nie byłem adresatem lecz śmiem przypuszczać że takowym nie muszę być aby móc zjeść wieczerze u boku tego co mu dane jest być wielkim i z wielkimi przebywać.
Zdziwiony Azil nie dal tego po sobie poznać zachowując` kamienną twarz wskazał drogę nieznanemu człowiekowi i polecił ludziom godnie się nim zająć a sam upewniwszy się że już nikt nie czeka u bram udał się oceniać przygotowania do uczty .
Kim jest ów człowiek , co go tu sprowadza , jakie ma zamiary , czy to morze jeden z magów złej magii albo zapomniany szaman ....tysiące myśli wiło się w głowie Azila na temat ostatniego gościa ale starał się już nie trapić bo obowiązków miał moc dzisiejszego dnia .

Wieczorem , za nim ostatni promień słońca zatonął w piasku pustyni zadęły trąby z drzewa bambusowego obwieszczające czas na wieczorny posiłek .

cdn...

Rozdział I

Masz w ręku historię prostą i bez zakończenia a tylko dlatego bo ta rzeczywistość trwa tworząc nowe przygody, opowieści i dzieje... Wszystko zaczęło się kilka tysięcy lat przed naszą erą. Wówczas Pan wezwał do siebie sługę i zakrzyknął:
- Zrobimy wystawną wieczerzę, zaprosimy znamienitych gości, ugościmy ich jadłem i trunkiem, zabawimy wszelakimi uciechami życia ziemskiego i nie tylko. Stworzymy raj nad raje. - Sporządzoną listę gości wręczył słudze i nakazując dostarczyć zaproszenia do wszystkich rzekł :
- Tym co ów zaproszenie przyjmą i potwierdzą, powiedz, że ogłaszam zawody na coś niesamowitego, na coś czego nikt nie widział i o czym nie słyszał, ogłaszam konkurs na rzeczy magiczne i wszyscy pospołu wybierać będziemy.... - Wypowiadając ostatnie słowa zniknął za rogiem dróżki prowadzącej do ogrodu. A był to zacny Pan. Pan miłujący sobie harmonię i porządek, na zwadę odpowiadał uśmiechem a na cierpienia zadane ludowi przez wroga mieczem. Był dobry lecz stanowczy, poddani bali się go bo nie wierzyli by mógł być tylko człowiekiem ich Pan tak wspaniały i wszystkowiedzący , wszelacy znawcy kultury ARDEŃSKIEJ do dziś dnia nie mogą stwierdzić ze stanowczością kim był Azil ali Ahsan z Ardenii, kraju otoczonego dwiema rzekami - na wschód UFATER a na zachód RETAFU. Z południa rozciągał się wspaniały łańcuch najpierw gór wysokich ZACHALI, które to nie jednego pozbawiły odwagi a nawet życia , po czym zamieniały się w miękkie pagórki porosłe lasami i pełne zwierzyny niczym raj nad raje by stać się nie przebytą puszczą. Z północy zaś zieleń znikała w bieli piasku i tylko mocny człowiek mógł zapuścić się tam i wrócić, tak straszna i wroga była pustynia . Gdyby tego było mało za nią wiła się niczym w konwulsjach tafla nieskończenie dalekiej wody, wiecznie spienionej i złej bez drobiny słońca i błękitu nad sobą - ale to widzieli nieliczni a mówią, że żyw powrócił stamtąd tylko nasz Pan Azil i wówczas poznając gorycz świata postanowił przybrać drugie imię by zrównoważyć dobro ze złem i od tej pory nazywa się Azil ali Ahsan .
Nadchodził czas, w którym to zacni goście poczęli zjeżdżać na zaproszenie Wielkiego Azila. Nie byli to zwykli sąsiedzi postronnych krain ale władcy świata całego . Pośród karawan i orszaków można było zauważyć i złego władcę , który zamęczał tragarzy drogą , a i takiego władcę co sam spragnionym podawał wodę z sokami kaktusów zmieszaną by za szybko z ciała nie odpłynęła i pragnienie łatwiej gasiła . Były tam przedziwne powozy ciągnięte przez woły jak i słonie z dalekiego wschodu oraz dzikie konie bez grzyw i podwiązanymi ogonami , byli goście z kraju wiecznie mokrego jak i suchego i stamtąd co dzień trwa miesiące a zima wieczna jest ...Kolorowe orszaki przebijały się przez radośnie witających ich Ardeńczyków na malowniczych ulicach Ardeni , miasta które na czas uczty zamieniło się w wyłożone suknami o milionach barw, środkiem świata ówczesnego , przepełnionego szczęściem , radością , przyjaźnią i życzliwością .
Goście przez kilka dni zajmowali wcześniej przygotowane noclegi . Każdy mógł tylko podziwiać staranność nawet o najmniejszy detal tak , by nic nikomu nie zabrakło . Każdy po przekroczeniu bram Ardeni był witany z osobna przez Pana tych ziem z należytym mu szacunkiem i wiwatem jak przystało na władcę.
Gdy już wszyscy magowie, królowie , cesarze stawili się ,w bramie staną człek sędziwy , bez orszaku , bez konia , z dzbanem tylko w dłoni a że Azil ali Ahsan nie zwykł nikogo odpychać a i ciekaw był świata ruszył w kierunku starca .


CDN...