sobota, 16 stycznia 2010

ZHR

A więc przybyły . Na razie osiem ale som .
Około godziny dziesiątej jako pierwsza zawitała harcerka pod tytułem mąż Si z bagażami. Na pytanie Hetmana gdzie te dziewoje i czy trafią , Pan D stwierdził że to przecież harcerki i sobie poradzą . Od płotu posiadłości Państwa S na hol miała je zabrać Si i być ruchomym GPS. Udało się. Tuż po mojej kąpieli ( ledwie zdążyłem się ubrać ) puk puk – Si !
- Sal , jesteśmy.
Wyjrzałem z za rogu i moim oczom ukazał się widok kilku zdezorientowanych dziewczyn i troszkę zmarzniętych ( - 13  ) .
Wpuściłem ptaszyny do domu i najrozsądniejsze co może być to herbatka.
W między czasie chyba udało mi się zapamiętać wszystkie imiona . CHYBA !!!.
Około południa dzielne harcerki uzbrojone w narty i w kijki ( o dziwo jedna para kijek została ) , wyruszyły w kierunku alej lipowej.
Wróciły bez strat. Po południu zapoznałem je z moimi dziewczynkami . Tłumie harcerki zostały otoczone. Nasze koniki nie widziały jeszcze na raz tyle dziewczyn . Ja też , oprócz imprez rzecz jasna .A teraz…. Teraz czuje się nie potrzebna . Wszystko robią same. Gotują , sprzątają i nawet zostałem zmuszony do wyrzucenia śmieci.

czwartek, 14 stycznia 2010

zimno

jest źle a nawet bardzo źle. Ch....nie zimno i hondzia umarła. Kwaitkówek - Pasi dreptam w butach śniegowych . Nóżki bolą. Ale już nie długo będzie ciepło , na pewno . Tak mi się wydaje......jeszcze sobotnie odwiedziny dziewuszysk...nie wiem czy to był dobry pomysł

środa, 13 stycznia 2010

poniedziałek, 11 stycznia 2010

kataklizm

tak w skrócie mozna nazwać sytuacje na pasi. Jedynie monstertrack przebija sie na Kwiatkówek i to z wielkimi problemami. Rano nawet już siodłałem Gazę by pojechać do sklepu ale jak zobaczyłem jej spojrzenie mówjące " Sal , nie rób mi tego - ja dzieciaczka noszę , zmęczę się bardzo , są zaspy " tak więc odpuściłem.... Byle do wiosny :)!!!!!!!!!!!!!!!!!!

sobota, 9 stycznia 2010

po tamtej stronie swiata

Dryn , Dryn – telefon….
Sal kocha dzwoniące telefony , szczególnie gdy prowadzi stado rozbawionych dziewczyn na padok pod lasek.
- Uff , tym razem to Si . Dijala prowadź dziewczyny bo ja musze odebrać – podniósł słuchawkę.
- hej Si co tam kruszyno ? – zagadnął jak zwykle ciepłym i miłym głosem.
- cześć , co porabiasz tak za godzinkę ? – Si wydała się troszkę tajemnicza.
- chyba lenie się jak zawsze , masz jakiś plan ? – zaintrygowało to pytania Sala
- dawno nie byłam na Rudziu w Puszczy , jedziemy dzisiaj ?
Sala nie trzeba było namawiać. Po godzinie zameldował się przy bramie Państwa Si.
- Hej , Sal , ja z drugiej strony wyjadę- z za domu wyjechała Si kierując się na przeciwległą bramę.
Tego dnia nie było słońca. Niebo pokrywały chmury a raczej rodzaj mgły zapowiadający nie ciekawą pogodę. Było zimno . Zaczynał wiać wiatr i już było czuć śnieg w powietrzu.
Dwójka otulona po uszy na swoich dzielnych rumakach nie zraziła się.
- Jedziemy ? – Sal spytał badawczo Si
- Jedziemy ! – odpowiedziała pewnym głosem.
Znał ją już jakiś czas , wiedział że z niej jest twarda sztuka.
Podróż na razie nie wyglądała nadzwyczajnie. Masenka , przejście przez asfalt no i jakieś dziwne pole . Tym że polem dojechali do drogi którą można kierować się na leśniczówkę. Plan był taki by odwiedzić leśniczego Z , wypić herbatkę i do domciu. Tymczasem zaczynało sypać jak jasna …………..( no wiecie co ) . Wiatr stawał się coraz większy a na otwartym polu był nie do zniesienia. Sal poprawił czapę i arafatkę a Si przytuliła się do Rudzia.
-Jedźmy troszkę szybciej , w las , tam chociaż nam uszy nie odpadną – po sugestii Sala oboje zniknęli za tumanem unoszącego się śniegu z pod kopyt koni.
- jak tu pieknie…..
Tak .Si miała racje. Wjechali w aleje starych sosen i innych iglaków. Piękne zielone drzewa pokryte kilku centymetrową warstwą śniegu. Po środku droga nie skażona choćby najmniejszym śladem zająca. Choinki delikatnie bujały się na wietrze którego już tu nie odczuwali. Tylko czasami słyszeli silniejszy szum lasu.
-Si , zamknij oczy.
-Po co ?
- Zamknij i posłuchaj . Zabieram Cie nad może….
Istotnie. Ten szum był inny. Bardziej łagodny. Jak fale na morzu. Brakowało tylko wykończenia czyli odgłosu uderzającej fali o brzeg. I ta cisza . Bez ptaków , trzasków , dziwnych maszyn i tego całego cywilizacyjnego hałasu . Puszcza była piękna . Piękna ale i w każdym miejscu , zakątku taka sama. Czy na początku czy już po paru kilometrach widoki niczym się nie różniły. Odnieśli wrażenie jak by jechali w kółko po ogromnym kole i tylko wcześniejszych śladów nie było widać.
- Wisz Mała – Sal przerwał ciszę – może pojedziemy inną drogą – nie czekając na odpowiedź towarzyszki ciągnął dalej – popatrz, tam jest gdzieś chatka Pana Z – wskazał kierunek ręką – pojedźmy przez puszczę a nie drogą – był pewny siebie że dobrze zrobią.
- Ok . Ale prowadź . Si już tak zmarzła że było jej wszystko jedno. Byle napić się ciepłej herbatki.
Skręcili z drogi w puszczę. Teraz , gdy zima zawitała las wydawał się bardziej przejrzysty i dostępny. Mijali drzewa jak paliki na torze przeszkód . Deksio prowadził a Rudzio dzielnie podążał za nim uparcie próbując trafiać swoimi kopytkami w ślady pozostawione przez Deksia. Śnieg nie przestawał padać. A raczej teraz to z nieba leciały ogromne gwiazdy . Opadając na kurtki tworzyły prześliczne kompozycje. sielanka nie trwała jednak długo . Skoro plan był doskonały to zawsze musiało się coś posypać. I tym razem nie było inaczej. Jadąc na skróty ,wjechali centralnie na mokradła , torfowiska , grzęzawiska ( nazwa wedle upodobania ) .
- No to skrót wymyśliłem – Sal z przepraszającą miną spojrzał na Si
- Cholera , musimy jakoś to objechać - Si naprawdę już było zimno.
Krótka narada i w drogę. Pojechali wzdłuż mokradeł , byle do drogi.
Czas upływał nie ubłaganie a drogi nie ma.
- Si , a może ją przeoczyliśmy ?
Nagle do obojga zaczęło docierać że chyba się zgubili . To nie była zbyt fajna perspektywa biorąc pod uwagę że zimą robi się wcześniej ciemno i do tego ta pogoda. Jadąc wzdłuż torfowiska natrafili na dziwne wzniesienia tworzące zapierający widok . Góra wyglądająca na jakiś pomnik sztucznie usypany przez człowieka ale z drugiej strony rosną na niej stare drzewa tak więc morze to naturalne wzniesienie ? Zbocze wyglądało dosyć łagodnie to też postanowili wjechać na samą górę. Chłopaki spisali się jak rasowe kozice górskie. Bez większych problemów wdrapali się na wierzchołek .
-o joj….- tyle z komentarza Sala.
Po drugiej stronie ukazał się niesamowity widok wąwozów porośniętych jakimiś zielonymi krzewami . górki , dolinki , jakiś strumyk .
-Sal , gdzie my jesteśmy ? Ja tu nigdy jeszcze nie byłam.
Zdziwienie Si graniczyło z przerażeniem dzielonym z podziwem dla widoków.
Fakt. Widok był przepiękny. Jak by w jednej chwili przenieśli się do zaczarowanej krainy. Drzewa tutaj miały chyba ze pięćdziesiąt metrów a by je objąć potrzeba by ze czterech facetów. Konary czubkami dotykały się na wietrze tworząc zadziwiające pary tańczące w takt wietrznego poloneza. Po za miejscami osłoniętymi wszędzie było na przemian zielono i biało.
- Si , odpuśćmy sobie leśniczego wracajmy do domu . Za godzinę będzie ciemno.
Droga do leśniczówki w normalnych warunkach zajmuje około trzech kwadransów nie forsując koni a teraz jechali już dwie godziny.
- Si , mech podobno rośnie od północnej strony na drzewie ?
- No , no chyba tak ale mój brat powinien wiedzieć , ale tak od północnej .
Sal rozejrzał się dookoła i znalazł mech.
- no dobra , jedziemy tam . Na północ . Do domciu.
Uśmiechnął się pokazując tym samym że jest pewien tego co mówi ale to tylko była przykrywka by nie straszyć Si. Miał tylko nadzieje że się nie myli. Pozostawiwszy za sobą bajkowy wąwóz ruszyli powrotną drogę. Z początku szło im w miarę dobrze bo jeszcze było widać pozostawione wcześniej ślady chłopaków. Po piętnastu minutach wszystko się skończyło. Wiatr wiejący coraz silnie zaczął zacierać trop a śnieg unoszony w górę przez dziwne wiry tworzył głębokie zaspy.
- rudzi , jedź do domku , do Gajki , przecież wiesz gdzie masz sianko.
Si , niemiała już sił ale nadal była dzielne. Deksio tym czasem zrobił się dość niespokojny . Co chwile rozglądał się na boki. Coś go interesowało. Nagle przed nimi ukazał się pies. Czarny kudłacz z prawie łysym grzbietem. Stał i się patrzył. Po chwili obok niego stanął drugi . Ten już był wielkim jakimś owczarkiem lub coś podobnego . Obydwa były chyba , na pewno głodne. Konie stanęły jak wryte.
- dek sio , to tylko małe pieski, a ty duży jesteś , no dalej chłopaku.
Dekstern nie reagował. To nie koniec. Po chwili już była sfora obserwatorów liczące ze siedem psów.
Kiedyś pan Z opowiadał o dzikich włóczących się psach po puszczy ale podobno ten problem przestał istnieć parę lat temu. Mylił się.
- co robić- sal zaczął intensywnie poszukiwać rozwiązania. Od razu przyszła mu do głowy myśl o scenie z ,,Ogniem i mieczem „ gdy to konie Zagłoby zostały zagryzione. No tak , ale to były wilki a nie psy.
Droga którą obrał właśnie została zagrodzona przez głodne zwierzęta. Si milczała. Psy też. Podchodził coraz bliżej. Deksio nie wytrzymał staną dęba, raz , drugi . Nic to . Psy się nie bały.
Sal zaczął panikować . Rozglądał się wokoło. Nagle coś zobaczył . Przeczucie podpowiadało mu w drogę . Jedź w tym kierunku.
- Si galop.
Nie trzeba było powtarzać. Ruszyli jak pocisk do przodu. Jeden z psów zaatakował rudzia i miał pecha. Rudy sprzedał mu kopa i chyba celnie trafił bo psina się nie podnosiła . Inne trzymały się poza zasięgiem kopyt ale biegły obok koni. Wcześniej Sal nie widział tej drużki . Wyrosła jak z pod ziemi. Była równa , bez korzeni. Można było uciekać. Co jakiś czas widział tylko cień pojawiający się przed nimi i był pewien że dobrze jadą. Za cieniem. Zaczynało zmierzchać . Psy dały za wygraną. Zostały w tyle…
- no chłopaku możesz zwolnić – Deksio przeszedł w kłus a Rudzio za nim.
- Ale miałam pietra no i chyba rozgrzałam się trochę – Si zawołała z ulgą
- ja też , ale teraz jedźmy bo zaraz zgubie przewodnika
- o czym ty mówisz , jakiego przewodnika ?
Si była troszkę zaskoczona – myślałam że wiesz gdzie jesteśmy ? Znalazłeś drogę i….
- tak wiem ale to nie ja ją znalazłem tylko coś mi ją pokazało – sal wymamrotał – nie wiem co ale na razie nie mam innego pomysłu jedźmy. Na pewno będzie wszystko dobrze.
Tak właśnie myślał będzie dobrze bo za parę chwil już nic nie będzie widać. Ciągle pada a zaczyna się ściemniać i to coraz szybciej.
Coś co jakiś czas pojawiało się przed nimi wskazując drogę. Nie zastanawiali się nad tym , jechali dalej. Po trzydziestu minutach dotarli do asfaltu i już wiedzieli gdzie są.
- sal to Masenka przed nami – zatryumfowała Si
- masz rację malusia , nareszcie.
Przekroczyli asfalt i zmierzali w kierunku stajni. Sal cały czas zastanawiał się nad tym co im się przydarzyło . Opuszczając Masenke pozwolił by Rudy szedł pierwszy. Należy mu się a Deksiu jakoś przeboleje. Cały czas myśli krążyły wokół cienia . Obejrzał się do tyły i … to nie możliwe za sobą zobaczył jelonka , potem jeszcze jednego i kolejne sarny. Patrzył ze zdumieniem a jelonek który stał pierwszy wyciągnął szyję jak ogier do pokazów i zaryczał tak wspaniale a echo rozniosło się po okolicy.
- sal , to był on ?
- tak Si , ten sam co był u mnie w ubiegłą noc.

piątek, 8 stycznia 2010

mniam

">
Kocham ten kawałek. Mam z nim super wspomnienia . Wyśmienita muzyka do tańca .

czwartek, 7 stycznia 2010

petycja

Droga Pani Zimo , jesteś fajna i nareszcie normalna. Dawno takiej Cie nie było . Przyzwyczaiłaś nas do troszeczke innej pogody przez te ostatnie lata. Więc mam do Ciebie prośbe - daj już na luz... niech bedzie śnieg - ale troszke mniej , niech bedzie mróż ale około minus jednego . To by było fer a nie od razu tak nas traktujesz ! To cios po niżej pasa godzący bezpośrednio w zmarznięte moje nużki :) . Tak więc zastanów się i daj odpowiedż . Liczę że mimo lodu w serduszku masz trochę rozsądku w sobie.

wtorek, 5 stycznia 2010

w nocy

Dziwny trzask obudził go w środku nocy. Rozejrzał się po małym przytulnym domku i niczego nie dostrzegł . Jego wzrok błądził w ciemności . Nie miał ochoty wstawać . Było chłodno. Piec pewnie dawno już wygasł. Zmrużył oczy i zmuszając się do niewiarygodnego wysiłku dostrzegł na podświetlanym zegarze godzinę. 3.30.
- cholera jak rano – zaklął w duchu ale nie mógł zapomnieć trzasku który go zbudził. Odchylił delikatnie kołdrę ale zaraz ponownie się przykrył. Było zimno. Nie mógł już zamknąć oczu. Wpatrywał się w okno . Po jakimś czasie wzrok przyzwyczaił się do ciemności . Na dworze szalał wiatr. Słychać było co jakiś czas przeraźliwe jęki jakby płaczące dziecko. Czasem wiatr potrafi przerażać tak jak teraz a czasem zamiast zawodzenia nuci kołysankę do snu . Ale nie tej nocy. Wszystko było inne. W drugim oknie co jakiś czas po firankach przesuwały się cienie. Właśnie z tej strony zaglądał księżyc do domu a co chwile przysłaniające go chmury robiły upiorne witraże na poruszających się firankach. Nagle nastała cisza. Trzask i znowu jakieś dziwne odgłosy jak by coś biegało na podwórku. Znowu wieje. Nie mógł dłużej tak czekać w niepewności. 3.45 . Szybkim ruchem wstał z łóżka . Ubrał się. Jak zwykle nie zapomniał założyć czapki. Od ostatniej choroby stał się ostrożniejszy jeżeli chodzi o zdrowie. Zapalił światło przed domkiem. Wyjrzał przez okno. Padał śnieg a raczej wirował w podmuchach wiatry. Był gęsty . ledwie było widać rzeźbę źrebaka na środku podwórka. Znowu trzask i tupot.
- by to szlak – pomyślał .
Nie bał się ale też sytuacja nie była zbyt optymistyczna.
-To nie konie . Przecież by było słychać jakieś rżenie . Więc co u licha ?
Wyszedł na zewnątrz. W tej samej chwili wiatr uderzył go mroźnym oddechem.
- chyba jest ze dwadzieścia stopni na minusie – przemknęła mu taka myśl.
Odruchowo poprawił zapięcie w kurtce i naciągnął rękawiczki.
Poszedł do stajni. Stanął przed drzwiami. Cisza. Nic się tam nie dzieje. Co jakiś czas słychać tylko parsknięcie którejś z klaczy. W drugim budynku też spokój a ogiery nawet niw wyglądają przez okna. Im też jest zimno . Wszystko śpi.
- co mnie obudziło ? Stojąc przy stajni zaszeptał do psiaków które widząc pana przestały szczekać.
Nie były niczym poruszone. Po prostu ktoś tu był one szczekały a teraz jest pan i już wszystko gra.
- idę spać dzieciaki a wy pilnujecie- powiedział to oddalając się w kierunku domu.
Szybko wszedł do środka jak by jakiś upór na nim siedział . Otrząsnął się jak by chciał zrzucić z siebie śnieg ale to tylko zimno nim zatańczyło. Zdjął kurtkę i podszedł do kuchni by zrobić kawę. Nie było sensu się kłaść. I tak by nie zasnął. Trzask , tupot.
-cholera jasna , czy to się nie skończy ! – ryknął ze złości , nawet przez chwile nie poczuł strachu. Zarzucił kurtkę na siebie i wyskoczył w kapciach przed dom. Stanął jak wryty!
Przed nim coś było . Raczej ze trzydzieści metrów przed nim . W sadku , gdzie ogiery biegają zobaczył postać , coś , sam nie wiedział co. Dreszcze przeszły mu po plecach. Czuł jak to coś go obserwuje . Wiedział że ma na sobie obce spojrzenie ale sam nie mógł znaleźć oczu tego czegoś. Kryło się w cieniu śliw i jabłoni. Tam światło z jupitera nie dochodziło a budynek stajni dodatkowo rzucał nie ciekawy mrok. Super kryjówka dla obserwatora.
-Mateusz, tak za dzwonie do Mateusza, ale on śpi ! Kto nie śpi ! Ja pierdzielę co to u licha !
Milion myśli zaczęło mu biegać po głowie. Kiedyś by uwierzył że to diabeł lub jakiś duch przyszedł po niego i do tego ten wiatr jak płacz dziecka. On coś widzi a konie – jedne z bardziej czujnych zwierząt nie reagują. Jak by to było normalne. Jedynie psy ujadają jak szalone. Latarka, siekiera i idzie. To chyba najbardziej odpowiednie atrybuty. Podchodzi do rogu stajni. Jeden z ogierów wyjrzał z wyrzutem że mu spać nie dają. Jakoś poczuł się teraz bezpieczniej. Poświecił latarką po sadku i tylko widział jak coś czmycha przed światłem . to w lewo , to wprawo . Wpadając na drzewa i na ogrodzenie. Wreszcie jest.
- Cholera, jelonek ! Jak rześ u licha tu wlazł ty małpo ?! To pytanie to już raczej było radosne przywitanie zagubionego zwierzaka. Prawdopodobnie gdy biegł , wpadł na ogrodzenie i przewinął się na drugą stronę. Wpadł w pułapkę bo drugi raz tego manewru nie umiał powtórzyć.
Szybko rozgrodził drewniane przęsła i powolnym krokiem szedł w stronę jelonka tak by ten uciekał właśnie na wyjście. Operacja się udała. 4.20. Poszedł zrobić sobie kawę.

Pięknie

Ale super pogoda - słonko świeci , delikatny mrozek wszystkie gniade koniki sie opalają na brąz a nasze siwe dostają brązowych plamek - no po prostu raj zimowy . Po za tym tak zainteresowało je spadanie śniegu z dachu stodoły stojącej daleko że nawet nie zauważyły że je na objadek zapraszam. Ciekawskie stworzenia.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

no właśnie

">

fajnie zimno

mam w tym roku być optymistą więdz napisze tylko że jest pięknie biało u mnie a wszystkie pozostałe atrybuty zimy pozostawiam bez komentarza. Ale wspomne że Petronela za nim wyszła ze stajni na padoczek to obrzuciła się słomką i teraz chodzi dumna że jako jedyna ma dodatkowe ogrzewanie na grzbiecie . No cóż , osiołek potrafi zadbać o siebie. Optymistyczne jest to że bolid mi jeszcze odpala i mam kaszel ale nie od zaziębienia ale od fajek - musze pofolgować z tym tytoniem...

sobota, 2 stycznia 2010

jak to napisał pan P - po Sylwestrze czas naładować baterje

foty ze sylwka robione przez pana P











2010

Witajcie wszyscy w nowym roku. Mam nadzieje że powitaliście go jak należy ( ja podobno też :) ). Impreza była przednia jeszcze tylko czekam na fotki od pana P. Goście spisali się na medal a przedewszystki Pani Es :), gdyby nie jej pomoc pewnie bym tonał teraz w smieciach :). Były też podobno fajerwerki czy jakoś tak ale...no wiecie brak podzielności uwagi i chyba nie zauważyłem. Dla tych co nie byli to takie info że około północy na ranczo zapalone zostało ognicho by nowy roczek jeszcze malutki nie przemarzł na dzień dobry. Odwiedzili nas sąsiedzi i było przednio tak też w tym miejscu chcę gorąco im za wizytę podziękować . miały być kiełbaski ale... chyba nie wiele osób by utrzymałoi sprawnie patyczek nad ogniskiem :). No to teraz plany - realizacja - wieczny usmiech i wszyscy od dzisiaj maja mówić że " szklanka jest do połowy pełna"