czwartek, 31 grudnia 2009
hello
podobno były święta . Ot , to taka moja konkluzja kwitująca tegoroczne trzy dni. Czyli jak co roku - leniuchowanie ale nie do końca. Teraz czas na sylwester i pierwszy stycznia . Dzień jak co dzień . Troche chyba smęce ale co tam zimno na dworku więc mam prawo nie mysleć racjonalnie. Zastanawjając się nad mijającym rokiem można powiedzieć że max zmian . Nic innego mi do głowy nie przychodzi. Jakoś nie mam weny do pisania , chyba odezwe sie za rok :).
poniedziałek, 7 grudnia 2009
takie tam ucieczki
Dawno nic nie pisałem więc pora to nadrobić. Nie będę się rozwodził nad tym co było dawno ale jedno zdarzenie warte jest odnotowania a może nawet dwa . Pierwsze to drobnostka . Byłem świadkiem jak sąsiad M uczy swojego Psa myśliwskiego ( ma chyba 7 miesięcy ) Mora , polować na dziki , a że złożyło się tak iż u nas jeden jeszcze jest, to znaczy jedna – Zosia – więc nauka odbywała się w stajni przy jej boksie no i wszystko by było normalnie gdyby nie fakt że sąsiad głośniej warczał i szczekał od swojego psa . Moro ma oddanego nauczyciela … No i pora na drugi , ciekawszy przypadek wypadek.
Jak zwykle około szesnastej spędzam koniki z padoku zaprzyjaźnionych ( nie znanych nikomu ) sąsiadów ale tego dnia one postanowiły spędzić się same troszkę wcześniej. Więc dzieciaki poproszone zostały przez starszyznę aby ustały przy pastuchu – te grzecznie wykonały polecenie starszych koni – a potem Danae sprzedała każdemu po koleji gryza prosto w zad . A ten, który najbardziej spanikuje miał wpaść na wątłe ogrodzenie i je rozerwać. Plan się powiódł. Droga otwarta. W tym momencie do działania przystąpiły roczniaki a dokładniej mówiąc Diwanija . Miała ona ( na wabika ) poprowadzić stado do stajni. Ruszyła z ochotą ale plan się posypał bo drzwi od stajni były zamknięte a na ich padoku chodził Ensenato. Zapanowała panika i do gry wkroczyła rozhisteryzowana Bila która tak napędziła wszystkim stracha że konie ruszyły przed siebie nie zwracając uwagi na nic do o koła . Krótko mówiąc dały drapaka i wówczas to widziałem je po raz pierwszy poza padokiem . Cholera jasna – to była pierwsza myśl. Szybko zaprowadziłem Senatorka do stajni , pootwierałem wrota i na łowy uciekinierów. Warto jest zauważyć że o szesnastej jest już ciemno. Zaopatrzony w kantar , uwiąz i owies jako wabik wskoczyłem w bolid i na drogę. Na skrzyżowaniu stanąłem jak wryty !?!?!?! Po koniach nie ma śladu ! Gdzie nagle wsiąkło trzydzieści arabów !?!?! O zgrozo pomyślałem. Nic to – trzeba szukać. Przydała by się pomoc a o tej porze rzadko kto jest w domu ale dzwonie. Najpierw do mamy Si – pomyślała że to żart , Potem do sąsiada M.
- cześć M, o której wrócisz z pracy ?
- już jadę , będę za czterdzieści minut
- to spiesz się , całe stado mi nawiało , jest ciemno a ja nie wiem gdzie są . Nigdzie ich niema
Moje przesłanie było na tyle histeryczne że Nawara po skończeniu rozmowy rozpędziła się sąsiadowi do niebotycznych prędkości ( pewnie w programie Uwaga Pirat zdobyła by jakąś nagrodę – tak pewnie dziesięć punktów i pięć stówek )
Tymczasem ja szukam nadal ale jak to w życiu bywa pech chodzi parami więc w mojej hondzie zabrakło paliwa . Zakląłem siarczyści aż niebiosa zadrżały i jeszcze bardziej się z ciemniło .
Telefon od sąsiada .
- słuchaj , przed chwilą A ( Drugi miły sąsiad ) mijał stado jak maszerowało na Kampinos, coś między sobą rozmawiały że skoczą na jakieś sianko i trawkę a potem na piwko
Dostałem drogą satelitarną namiary na zbiegów i marszobiegiem skierowałem się na wskazaną pozycje. Są. Wróciłem szybciusio szybciusio do hondzie po owies i….znowu dupa. Już ich nie ma. Przecież to nie zebry na pasach pomyślałem no ale cóż , szukam nadal. Tymczasem nadjechał sąsiad M. Wsiadłem do nawary i w drogę . Okazało się że do akcji poszukiwawczej ( ku naszemu zaskoczeniu ) przyłączył się sąsiad A. Także żona sąsiada M , Pani W postanowiła nam pomóc. Skierowaliśmy ją na Zawady a sami w drugą stronę . Czas mijał , koni ani śladu . Stres coraz większy. Po krótkich obliczeniach wysnuliśmy wnioski że jeżeli miały duże pragnienie to pewnie olały sklep w Lesznie i popędziły na piwo do Wa-wy , powinny być już w okolicach Jelonek. Nagle cisze i rozmyślania przerywa telefon od żony W.
-Znalazłam je
UFF co za dzielna kobieta no i wówczas rozległ się potworny trzask a to tylko kamień mi z serca spadł.
Ale teraz najważniejsze. Trzeba nad stadem zapanować. Dostaliśmy dokładne namiary gdzie żona W uwięziła uciekinierów i wprost ze szybkością Kubicy zameldowaliśmy się na miejscu. Widok był prze diabelny . Na działce otoczonej siatką wiły się konie , szalone gotowe do ataku jak w amoku a naprzeciwko nim stała drobniutka kobieta ( w samochodzie rzecz jasne ) świecąc po oczach koniom i trzymając je w niepewności jak na uwięzi magicznego lasera .
- W. dotarliśmy , dzięki .
W. spokojnie się wycofała a jej miejsce zajęła Nawara. Wyskoczyłem z auta próbując jakoś uspokoić troszkę atmosferę w stadzie i przy okazji złapać jakiegoś wierzchowca. Udało się. Gaza była już moja. Stwierdziliśmy z M że pojadę na oklep przodem Gazą a on pogoni stado z tyłu. Plan doskonały , nie przewidzieliśmy tylko że musimy gnać stado drogą a tam jeżdżą samochody. Pech nas nie opuścił i tym razem . Stado zostało rozdzielone przez jakiś mały wstrętny samochodzik. Krótka decyzja. Jadę dalej. Starszyzna idzie za mną a młodzieżą będzie musiał zając się M. W między czasie poprosiliśmy żonę W o otwarcie padoku od strony asfaltu a zamknięcie przejścia do stajni. Miałem chytry plan wprowadzenia koni przez duży padok. Jak to plan doskonały szlak trafił bo starszyzna stwierdziła że skąd przyszła tam i pójdzie. Szybki telefon do M aby przekazał żonie W zmianę planów. Ta wspaniała kobieta korzystając z teleportera ( nie wiem jak inaczej tak szybko mogła by się przemieszczać i to nie zauważona ) musiała znowu pootwierać stajnie i tam na mnie poczekać . Gdy dojechałem na miejsce towarzystwo miało problem z trafieniem do stajni więc podjechałem do żony W i poprosiłem by potrzymała Gazy – chciałem ją osiodłać bo na oklep w kłusie czy galopie i to po ciemku nie jest fajnie. Zeskakując z Gazy pech chyba osiągnął apogeum- wskoczyłem w sam środek jedynego krzaka róży jaki tam był . AłA !!!!!. Adrenalina zrobiła swoje więc raz dwa zapomniałem o bólu i zaczęliśmy siodłać Gazę . Muszę po raz kolejny wspomnieć o zaangażowaniu żony W – dzielnie trzymała Gazę , była odważna i nawet jeszcze nie wie ale już jest szykowany plan jak ją namówić na jazdę konną – ma to we krwi tylko trzeba jej to pokazać a konie czują do niej respekt . Żaden nie dyskutował. W trakcie pakowania do stajni pierwszej fali koni , Morfeusz był taki ciekawy co się dzieje że chciał wyjść na dwór z domu ale się zaklinował w oknie uchylonym więc mieliśmy do odgłosu tętętu koni przeraźliwe miałczenie zaklinowanego kota.
W tym samym czasie na drugim końcu świata sąsiad M walczył ze znikającymi źrebakami. Już miał je przed sobą , odwrócił głowę w drugą stronę i już ich nie było . Z natury był uparty więc udało mu się zawlec je z powrotem do magicznej pułapki z trzech stron otoczonych siatką. Jak przystało na prawdziwego faceta , w tak młodym gronie , Diego przejął przewodnictwo w stadzie. Uparcie atakował nawarę zastawiającą wyjście z pułapki . I tak Diegowi z M mijały chwile przy rozmowie i przy przekonywaniu go do tego że i tak nie da rady aż chłopcy doczekali się na przyjazd mój na Gazie rzecz jasne by zabrać ferajnę do domu. I znowu prośba do żony W aby przeteleprtowała się i otworzyła padok . Za nim tam dotarliśmy z wesołą gromadka już była na miejscu. UFF. Robota zakończona ale trzeba jeszcze pojechać na stacje po paliwo by hondzia nie została sama w koszmarną ciemną noc w gąszczu lasu no i trzeba kupić jakieś słodkości dla córek sąsiadów za to że dzielnie się zajęły najmłodszym w rodzinie gdy mama odkrywała w sobie amazonkę. Karnisterek no i w drogę
- Cholera !!!
Zakląłem
- Miałeś w swoim stadzie osła ?
Spytałem M
- Nie !
Bez zbędnego pierdu pierdu zawróciliśmy do stajni by zrobić apel i przeliczyć załogę
Na miejscu okazało się że nie ma Petroneli i Dziuru. Na pytanie kto ja widział ostatni i gdzie się kierowała towarzystwo położyło uszy po sobie – nikt nic nie widział – końska solidarność.
A więc w samochód i zabawa dalej trwa. W tym momencie zadzwoniła Si .
- Słyszę rżenie konia
Podała namiary a że już punkt zero minęliśmy to znowu zawrotka. Docierając do celu Si już przemierzała zarośle walcząc z grzęznącymi nóżkami – była dzielna.
- Sal , ona tam jest , zawołałam i się odezwała o tak – Dziuuuuuraaaaaaa.
No i faktycznie , dziewczyna odpowiedziała równie wdzięcznie – ihaha.
Na miejscu dostrzegliśmy Dziurę a o bok Pecia zmęczona . Cierpliwie czekały. Okazało się że Dziurka ma jakiś problem z nogą ( który szybko ustąpił w stajni ) a Pecia nie chciała samej kumpeli zostawiać.
Po chwili oględzin ostatnia para wróciła do domu . To było po dwustu dziesięciu minutach grozy.
Morał z tego taki że nie można pozwolić na to by konie się nudziły bo im zaczyna odbijać.
Jak zwykle M stanął na wysokości zadania ( to już się robi nudne )
Okazało się że w żonie W drzemie drapieżna amazonka z umiejętnością teleportacji
No i sąsiad A – zaszokował nas swoją chęcią pomocy – przecież on nie znosi koni
Jak zwykle około szesnastej spędzam koniki z padoku zaprzyjaźnionych ( nie znanych nikomu ) sąsiadów ale tego dnia one postanowiły spędzić się same troszkę wcześniej. Więc dzieciaki poproszone zostały przez starszyznę aby ustały przy pastuchu – te grzecznie wykonały polecenie starszych koni – a potem Danae sprzedała każdemu po koleji gryza prosto w zad . A ten, który najbardziej spanikuje miał wpaść na wątłe ogrodzenie i je rozerwać. Plan się powiódł. Droga otwarta. W tym momencie do działania przystąpiły roczniaki a dokładniej mówiąc Diwanija . Miała ona ( na wabika ) poprowadzić stado do stajni. Ruszyła z ochotą ale plan się posypał bo drzwi od stajni były zamknięte a na ich padoku chodził Ensenato. Zapanowała panika i do gry wkroczyła rozhisteryzowana Bila która tak napędziła wszystkim stracha że konie ruszyły przed siebie nie zwracając uwagi na nic do o koła . Krótko mówiąc dały drapaka i wówczas to widziałem je po raz pierwszy poza padokiem . Cholera jasna – to była pierwsza myśl. Szybko zaprowadziłem Senatorka do stajni , pootwierałem wrota i na łowy uciekinierów. Warto jest zauważyć że o szesnastej jest już ciemno. Zaopatrzony w kantar , uwiąz i owies jako wabik wskoczyłem w bolid i na drogę. Na skrzyżowaniu stanąłem jak wryty !?!?!?! Po koniach nie ma śladu ! Gdzie nagle wsiąkło trzydzieści arabów !?!?! O zgrozo pomyślałem. Nic to – trzeba szukać. Przydała by się pomoc a o tej porze rzadko kto jest w domu ale dzwonie. Najpierw do mamy Si – pomyślała że to żart , Potem do sąsiada M.
- cześć M, o której wrócisz z pracy ?
- już jadę , będę za czterdzieści minut
- to spiesz się , całe stado mi nawiało , jest ciemno a ja nie wiem gdzie są . Nigdzie ich niema
Moje przesłanie było na tyle histeryczne że Nawara po skończeniu rozmowy rozpędziła się sąsiadowi do niebotycznych prędkości ( pewnie w programie Uwaga Pirat zdobyła by jakąś nagrodę – tak pewnie dziesięć punktów i pięć stówek )
Tymczasem ja szukam nadal ale jak to w życiu bywa pech chodzi parami więc w mojej hondzie zabrakło paliwa . Zakląłem siarczyści aż niebiosa zadrżały i jeszcze bardziej się z ciemniło .
Telefon od sąsiada .
- słuchaj , przed chwilą A ( Drugi miły sąsiad ) mijał stado jak maszerowało na Kampinos, coś między sobą rozmawiały że skoczą na jakieś sianko i trawkę a potem na piwko
Dostałem drogą satelitarną namiary na zbiegów i marszobiegiem skierowałem się na wskazaną pozycje. Są. Wróciłem szybciusio szybciusio do hondzie po owies i….znowu dupa. Już ich nie ma. Przecież to nie zebry na pasach pomyślałem no ale cóż , szukam nadal. Tymczasem nadjechał sąsiad M. Wsiadłem do nawary i w drogę . Okazało się że do akcji poszukiwawczej ( ku naszemu zaskoczeniu ) przyłączył się sąsiad A. Także żona sąsiada M , Pani W postanowiła nam pomóc. Skierowaliśmy ją na Zawady a sami w drugą stronę . Czas mijał , koni ani śladu . Stres coraz większy. Po krótkich obliczeniach wysnuliśmy wnioski że jeżeli miały duże pragnienie to pewnie olały sklep w Lesznie i popędziły na piwo do Wa-wy , powinny być już w okolicach Jelonek. Nagle cisze i rozmyślania przerywa telefon od żony W.
-Znalazłam je
UFF co za dzielna kobieta no i wówczas rozległ się potworny trzask a to tylko kamień mi z serca spadł.
Ale teraz najważniejsze. Trzeba nad stadem zapanować. Dostaliśmy dokładne namiary gdzie żona W uwięziła uciekinierów i wprost ze szybkością Kubicy zameldowaliśmy się na miejscu. Widok był prze diabelny . Na działce otoczonej siatką wiły się konie , szalone gotowe do ataku jak w amoku a naprzeciwko nim stała drobniutka kobieta ( w samochodzie rzecz jasne ) świecąc po oczach koniom i trzymając je w niepewności jak na uwięzi magicznego lasera .
- W. dotarliśmy , dzięki .
W. spokojnie się wycofała a jej miejsce zajęła Nawara. Wyskoczyłem z auta próbując jakoś uspokoić troszkę atmosferę w stadzie i przy okazji złapać jakiegoś wierzchowca. Udało się. Gaza była już moja. Stwierdziliśmy z M że pojadę na oklep przodem Gazą a on pogoni stado z tyłu. Plan doskonały , nie przewidzieliśmy tylko że musimy gnać stado drogą a tam jeżdżą samochody. Pech nas nie opuścił i tym razem . Stado zostało rozdzielone przez jakiś mały wstrętny samochodzik. Krótka decyzja. Jadę dalej. Starszyzna idzie za mną a młodzieżą będzie musiał zając się M. W między czasie poprosiliśmy żonę W o otwarcie padoku od strony asfaltu a zamknięcie przejścia do stajni. Miałem chytry plan wprowadzenia koni przez duży padok. Jak to plan doskonały szlak trafił bo starszyzna stwierdziła że skąd przyszła tam i pójdzie. Szybki telefon do M aby przekazał żonie W zmianę planów. Ta wspaniała kobieta korzystając z teleportera ( nie wiem jak inaczej tak szybko mogła by się przemieszczać i to nie zauważona ) musiała znowu pootwierać stajnie i tam na mnie poczekać . Gdy dojechałem na miejsce towarzystwo miało problem z trafieniem do stajni więc podjechałem do żony W i poprosiłem by potrzymała Gazy – chciałem ją osiodłać bo na oklep w kłusie czy galopie i to po ciemku nie jest fajnie. Zeskakując z Gazy pech chyba osiągnął apogeum- wskoczyłem w sam środek jedynego krzaka róży jaki tam był . AłA !!!!!. Adrenalina zrobiła swoje więc raz dwa zapomniałem o bólu i zaczęliśmy siodłać Gazę . Muszę po raz kolejny wspomnieć o zaangażowaniu żony W – dzielnie trzymała Gazę , była odważna i nawet jeszcze nie wie ale już jest szykowany plan jak ją namówić na jazdę konną – ma to we krwi tylko trzeba jej to pokazać a konie czują do niej respekt . Żaden nie dyskutował. W trakcie pakowania do stajni pierwszej fali koni , Morfeusz był taki ciekawy co się dzieje że chciał wyjść na dwór z domu ale się zaklinował w oknie uchylonym więc mieliśmy do odgłosu tętętu koni przeraźliwe miałczenie zaklinowanego kota.
W tym samym czasie na drugim końcu świata sąsiad M walczył ze znikającymi źrebakami. Już miał je przed sobą , odwrócił głowę w drugą stronę i już ich nie było . Z natury był uparty więc udało mu się zawlec je z powrotem do magicznej pułapki z trzech stron otoczonych siatką. Jak przystało na prawdziwego faceta , w tak młodym gronie , Diego przejął przewodnictwo w stadzie. Uparcie atakował nawarę zastawiającą wyjście z pułapki . I tak Diegowi z M mijały chwile przy rozmowie i przy przekonywaniu go do tego że i tak nie da rady aż chłopcy doczekali się na przyjazd mój na Gazie rzecz jasne by zabrać ferajnę do domu. I znowu prośba do żony W aby przeteleprtowała się i otworzyła padok . Za nim tam dotarliśmy z wesołą gromadka już była na miejscu. UFF. Robota zakończona ale trzeba jeszcze pojechać na stacje po paliwo by hondzia nie została sama w koszmarną ciemną noc w gąszczu lasu no i trzeba kupić jakieś słodkości dla córek sąsiadów za to że dzielnie się zajęły najmłodszym w rodzinie gdy mama odkrywała w sobie amazonkę. Karnisterek no i w drogę
- Cholera !!!
Zakląłem
- Miałeś w swoim stadzie osła ?
Spytałem M
- Nie !
Bez zbędnego pierdu pierdu zawróciliśmy do stajni by zrobić apel i przeliczyć załogę
Na miejscu okazało się że nie ma Petroneli i Dziuru. Na pytanie kto ja widział ostatni i gdzie się kierowała towarzystwo położyło uszy po sobie – nikt nic nie widział – końska solidarność.
A więc w samochód i zabawa dalej trwa. W tym momencie zadzwoniła Si .
- Słyszę rżenie konia
Podała namiary a że już punkt zero minęliśmy to znowu zawrotka. Docierając do celu Si już przemierzała zarośle walcząc z grzęznącymi nóżkami – była dzielna.
- Sal , ona tam jest , zawołałam i się odezwała o tak – Dziuuuuuraaaaaaa.
No i faktycznie , dziewczyna odpowiedziała równie wdzięcznie – ihaha.
Na miejscu dostrzegliśmy Dziurę a o bok Pecia zmęczona . Cierpliwie czekały. Okazało się że Dziurka ma jakiś problem z nogą ( który szybko ustąpił w stajni ) a Pecia nie chciała samej kumpeli zostawiać.
Po chwili oględzin ostatnia para wróciła do domu . To było po dwustu dziesięciu minutach grozy.
Morał z tego taki że nie można pozwolić na to by konie się nudziły bo im zaczyna odbijać.
Jak zwykle M stanął na wysokości zadania ( to już się robi nudne )
Okazało się że w żonie W drzemie drapieżna amazonka z umiejętnością teleportacji
No i sąsiad A – zaszokował nas swoją chęcią pomocy – przecież on nie znosi koni
wtorek, 24 listopada 2009
deszczowo i wietrznie
tytuł mówi sam za siebie , z domu niechce się wychodzić...jakoś wena do pisania mnie opuściła bo dzisiaj zamiast budzika obudził mnie szum. Przez moment poczułem się jak na statku a to tylko deszcz tak lał....
czwartek, 19 listopada 2009
ramionka bolą :)
fajowy dzionek dzisiaj był to znaczy zawsze jest fajny jak uda mi się dotrzeć na trening . A właśnie , wczoraj po dłuuuuuugiej przerwie ( wyjazd mojego pupila i takie tam ) przejechałem się Szlakiem czarnoty na deksiu , troszkę mi pobrykał ( długo nie chodził w teren ) a po tem już była tylko sama frajda. Przed laskiem na Pasikoniach Wieś ( co niektórzy wiedzą ) puściłem go wolno , to znaczy dałem chłopakowi wolną rękę by pary troszkę upuścił i długo na efekty nie musiałem czekać - torpeda to mało powiedziane , dobrze że las szybko się zbliżył , to znaczy my do lasu bo by tak biegł i biegł i biegł...a wracając do dzisiejszej jazdy na treningu to już wiem co znaczy koń zrobiony do klasy " CC " , odpowiednie siodło do gabarytów tyłka i ból ramion oraz mięśni na udach. ale jestem cały uchichany mimo wszystko . Było super . Na pewno w ogromnym stopniu to zasługa instruktorki , Pani Danuty , nie chce innego nauczyciela. No i też przykry incydent , mianowicie Porciak zaczął kuleć na tylną nóżkę . Z obserwacji i analizy sytuacji wynika że Danae z Ejlejtyją miały sobie coś do wyjaśnienia a że ten jest ciekawski to za blisko podszedł no i oberwał nie chcący . Za parę dni będzie dobrze , a chłopak ma nauczkę że dzieci i źrebaki głosu nie mają .
wtorek, 17 listopada 2009
auto...
Dzień się zaczął niebywale leniwie i spokojnie , no nie tak do końca. Rano wybrałem się na stacje benzynowa i …150 metrów przed zabrakło mi paliwa. Nie , nie będę pchał – pomyślałem i krótka analiza sąsiadów. Na kłopoty Si. Dryn dryn , Si już jedzie . Nie ma to jak sąsiadeczka . Po kilku miłych słowach zaholowany zostałem pod dystrybutor a widok obsługi stacji ( pana D ) bezcenne . Potem nuuuuuuuda aż tu nagle po południe . W oczekiwaniu na wyjazd do Pani D na lekcje jazdy wydarzyło się kilka rzeczy które mi to dzisiaj uniemożliwiły . Po kolei . Od dwóch dni Pan P wieści mi przyjazd marchewki , ja obiecuje konikom że już będzie a tu d…pa , no i wreszcie pięć ton soczystej czerwieni wylądowało na padokach. W między czasie transport owsa który miał być dopiero około 18, raptem trzy godziny wcześniej . Chyba w miedzy czasie przyjechał też Pan G – trener koni wyścigowych by zabrać Emilia więc już na tą chwile musiałem się z klonować. Emilek jak klasowy czempion wszedł bez problemu na przyczepkę i tu mała niespodzianka bo okazało się że pan G zdecydował zabrać też Dromedę. A więc Oczko wyjechała wraz z Emilkiem w trening wyścigowy. Można by powiedzieć uffff, ale to nie wszystko bo podczas załadunku dziwnie zaczął zachowywać się Pan M , sąsiad. To jakiś pas wziął , to skauta od pana P …dziwne myślę ale robię swoje . Po chwili dryn dryn – sal podjedź do mnie ciągnikiem , samochód muszę wyciągnąć. Ale mnie zdziwienie wzięło !?!?!
Podjechałem wedle prośby i co widzę ??? Tak dla objaśnienia tym którzy nie wiedzą. Pan M i jego żona Pani W parkują samochody przed garażem na kostce która jest otoczona delikatnym ala krawężniczkiem a za nim jest spadek w duł kilkadziesiąt centymetrów , no i trzeba nadmienić że Ci Państwo poruszają się autami ze skrzynią automatyczną . Na tą chwilę jeden z samochodów był w serwisie a Państwo B dysponowali autem zastępczym . Wracając do tematu samochód przednimi kołami wylądował po za krawężnikiem i kostką , jednocześnie zawieszając się na tym że nieszczęsnym krawężniku. Po kilku kombinacjach i zapakowaniu do bagażnika opla trzech ciężkich facetów ( trzeba było przeciwwagę zrobić a chłopcy się przy okazji dobrze bawili ) udało się auto wyciągnąć. Jak już emocje opadły pytam Pana M jak to się stało ? A on mi na to że żona wpadła do domu wołając go i mówiąc że narozrabiała a mi widzi się to następująco. Pani W wsiadła do opla , przekręciła kluczyk w stacyjce ( pewnie zapomniała zapiąć pasy ), odpaliła auto i tak jak w ich samochodzie włączyła bieg wsteczny i obejrzała się do tyłu by poprawnie wyjechać. W tym samym momęcie puściła sprzęgło i pojechała….prosto przed siebie bo przecież w oplu w tym miejscu jest jedynka a nie wsteczny! Nadmienię tylko ( jako męski szowinista ) że Pani W to blondynka.
Podjechałem wedle prośby i co widzę ??? Tak dla objaśnienia tym którzy nie wiedzą. Pan M i jego żona Pani W parkują samochody przed garażem na kostce która jest otoczona delikatnym ala krawężniczkiem a za nim jest spadek w duł kilkadziesiąt centymetrów , no i trzeba nadmienić że Ci Państwo poruszają się autami ze skrzynią automatyczną . Na tą chwilę jeden z samochodów był w serwisie a Państwo B dysponowali autem zastępczym . Wracając do tematu samochód przednimi kołami wylądował po za krawężnikiem i kostką , jednocześnie zawieszając się na tym że nieszczęsnym krawężniku. Po kilku kombinacjach i zapakowaniu do bagażnika opla trzech ciężkich facetów ( trzeba było przeciwwagę zrobić a chłopcy się przy okazji dobrze bawili ) udało się auto wyciągnąć. Jak już emocje opadły pytam Pana M jak to się stało ? A on mi na to że żona wpadła do domu wołając go i mówiąc że narozrabiała a mi widzi się to następująco. Pani W wsiadła do opla , przekręciła kluczyk w stacyjce ( pewnie zapomniała zapiąć pasy ), odpaliła auto i tak jak w ich samochodzie włączyła bieg wsteczny i obejrzała się do tyłu by poprawnie wyjechać. W tym samym momęcie puściła sprzęgło i pojechała….prosto przed siebie bo przecież w oplu w tym miejscu jest jedynka a nie wsteczny! Nadmienię tylko ( jako męski szowinista ) że Pani W to blondynka.
poniedziałek, 16 listopada 2009
pytam
Jeżeli rzucam kamień
A on nie spada
Co się dzieje
Jeśli świeci słońce
A promienie jego są czarne
To so się dzieje
Jeśli mówisz
A słowa Twoje milczą
Co się dzieje
Jeśli kawałek po kawałku
Ziemia dzieli swoje ciało
To co się dzieje
Co się z nami ludźmi stało
Jeśli nie widzimy tego
Jak na złe świat się zmienia
To jaki sens
Maja ludzkie istnienia
A on nie spada
Co się dzieje
Jeśli świeci słońce
A promienie jego są czarne
To so się dzieje
Jeśli mówisz
A słowa Twoje milczą
Co się dzieje
Jeśli kawałek po kawałku
Ziemia dzieli swoje ciało
To co się dzieje
Co się z nami ludźmi stało
Jeśli nie widzimy tego
Jak na złe świat się zmienia
To jaki sens
Maja ludzkie istnienia
śpiący dzionek
Jaki ja dzisiaj byłem zmęczony lenistwem…gdy wróciłem ze sklepu , około 10 , było tak cicho i miło że zasnąłem w samochodzie. Dryn Dryn – dzwoniący telefon mnie obudził - jak zwykle w sytuacjach gdy nic się nie dzieje pojawia się Si. Słuchaj – powiada – moje konie chyba są gdzieś koło ciebie, uciekły , mama ( Pani B , lubię tą kobietę ) już idzie je łapać , jak byś mógł…. No i rozmowa szybko mnie obudziła . Wyjechałem bolidem na drogę moim oczom ukazał się widok gawędzących koników. Po prostu konie Si przyszły w odwiedziny do mojego stada ( na szczęście pastuch wytrzymał bo nie wiem gdzie bym towarzystwo znalazł jak by się zachciało im imprezować ) . Po krutkej organizacji drużyny RR czyli ja , Pani B i sąsiad Pan WK , podążyliśmy na łowy. Po kilku minutach przekonywania i użycia kilku podstępów koniki spokojnie wróciły do domu. Ot to tyle. Zasypiam bo odstawiłem kawę ale zacząłem pić czekoladę. Nie wiem ile tak wytrzymam ale jak to powtarzam – damy rade
niedziela, 15 listopada 2009
Smutno
smutno mi
cały świat jest moim wrogiem
smutno mi
gdzieś odeszła ma więź z Bogiem
smutno mi
myśli moje zagubiły się gdzieś w mroku
smutno mi
chciałbym stać i patrzeć na to z boku
smutek
czy ja go wymysliłem
czym że on jest
a kim ja byłem
cały świat jest moim wrogiem
smutno mi
gdzieś odeszła ma więź z Bogiem
smutno mi
myśli moje zagubiły się gdzieś w mroku
smutno mi
chciałbym stać i patrzeć na to z boku
smutek
czy ja go wymysliłem
czym że on jest
a kim ja byłem
czwartek, 12 listopada 2009
kolejne dni
ciągle pada , brrrr, nie chce sie na dwór wychodzić. Wtorek i środa to kolejne dni z tych pod tytułem ,, jest fajnie ,, . We wtorek udało mi sie dojechać na lekcje jazdy która miała być w poniedziałek ale z przyczyn bliżej nie jasnych ( jak zwykle dziwne wypadki losu ) dotarłem właśnie we wtorek . Warto była i to po sto kroć. Jeździłem na fajnym leniuszku , na którego musiałem wsiadać z drabiny - taki maluch był durzy. Następnego dnia świątecznego odwiedzili mnie znajomi. Nareszcie poznałem wybrankę Pana M. po gotowaliśmy troszkę razem i wyszedł super obiadek . Gadu gadu i dzionek zleciał
wtorek, 10 listopada 2009
o niej
Jaka jesteś
Uśmiechasz się w kroplach łez
Jaka jesteś
Zamieniasz w słonce deszcz
Pojawiasz się jak mgiełka
Na spienionych życia fali
Zagłuszasz słodkim głosem
Krzyk złości
Tych co ból zadali
Potrafisz być damą
Choć właśnie zmokłaś cała
Jesteś przecież damą
Nawet gdybyś tego
Nie chciała
Swoją osobą wypełniasz
Pustkę dnia szarego
Tak bardzo przez kogoś
Znów wyczekiwanego
Jesteś uśmiechem
Dla tych co śmiać się zapomnieli
Jesteś radością
Jesteś przyjacielem
Tajemniczą
Damą w bieli
Uśmiechasz się w kroplach łez
Jaka jesteś
Zamieniasz w słonce deszcz
Pojawiasz się jak mgiełka
Na spienionych życia fali
Zagłuszasz słodkim głosem
Krzyk złości
Tych co ból zadali
Potrafisz być damą
Choć właśnie zmokłaś cała
Jesteś przecież damą
Nawet gdybyś tego
Nie chciała
Swoją osobą wypełniasz
Pustkę dnia szarego
Tak bardzo przez kogoś
Znów wyczekiwanego
Jesteś uśmiechem
Dla tych co śmiać się zapomnieli
Jesteś radością
Jesteś przyjacielem
Tajemniczą
Damą w bieli
Duhan
Chciałem wrażeń no i mam. Wczoraj byłem z wizytą u Duhanka i Gazallaha a takrze u Dayny. Sunia kochana od razu mnie poznała . Kurcze , cholernie za nią tęsknie ale ma dobrze w nowym domku . Jest piękna wyczesana , zadbana i podobno super się zachowuje. Wszystko cieszy. Gazallach jest bardzo spokojny , chyba mysli że jak będzie rozrabiał to czeka go to samo co spotkało Duhana. A Duchan....no cóż , na razie wygląda z boksu z mętnym wzrokiem i zastanawia się co do cholery mu zrobili gdy na chwile został uśpiony i dlaczego go boli między tylnymi nogami ....krótko mówiąc Duhana jest kastratem - strasznie to przeżywa. Szkoda. Może wyjdzie mu to na dobre.
niedziela, 8 listopada 2009
to ty
to tylko ty
ale aż ty
znów drażnisz
serce moje
swoją delikatnością
pięknem swoim
i choć znów
będę cierpiał
i choć znów
uczuje ból
to nie przestane
na ciebie patrzeć
choć przestać
bym mógł
ale powiedz ptakom
by nie latały
ale powiedz wiatrom
by nie wiały
powiedz słońcu
by nie świeciło
powiedz sercu
by nie biło
powiedz deszczu
by nie padał
i powiedz mi
bym cie nie kochał
ale aż ty
znów drażnisz
serce moje
swoją delikatnością
pięknem swoim
i choć znów
będę cierpiał
i choć znów
uczuje ból
to nie przestane
na ciebie patrzeć
choć przestać
bym mógł
ale powiedz ptakom
by nie latały
ale powiedz wiatrom
by nie wiały
powiedz słońcu
by nie świeciło
powiedz sercu
by nie biło
powiedz deszczu
by nie padał
i powiedz mi
bym cie nie kochał
znowu nocka
Zmora Pasikońska atakuje - znowu nie mogę spać. Ostatnie dni to jakiś koszmar nie z tej bajki a na dodatek miałem odwiedziny Pani A ( wpadła po jakieś stare dokumenty ). chyba jej widok przelał czarę goryczy ale nic to. Zmęczenie po końskim manikurzyście ( teraz laski chodzą i podziwjają swoje nowe piękne buciorki ), ta straszna pogoda i dziwne zwątpienie daje mi sie ostro we znaki . Pocieszajace jest to że sie zaczyna jutro nowy tydzień - mam nadzieje że to będzie tydzień wrażeń
czwartek, 5 listopada 2009
smutowanie
jaka smętna jest jesień tego roku .... pierwsza moja samotna jesień. Nie sądziłem że pogoda morze być taka przytłaczająca. Szukam radości w konikach i jak na razie daje rade dostrzec w ich oczkach tą iskierkę , która pozwala mi przeć do przodu i dąrzyć do celu. Tak ważne by mieć jakiś cel w życiu bo inaczej żyć po to by tylko obudzić się następnego dnia jest bez sensu .
środa, 4 listopada 2009
pierwszy , drugi śnieg
Zaczął padać śnieg. Brrrrrr, jak ja nie sierpie zimy, no ale z każdym dniem bliżej lata .Dzisiaj był bardzo męczący dzień. Kontrola z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynaryjnego. Przygotowań mnóstwo i jak to zwykle bywa nad wyrost. Kontrola była , uchybień nie stwierdziła ( bo jakże , u nas ?!?!? ) no i po kontroli. Ale przez te przygotowania to chyba jakiś zmasowany atak bakterii na moje gardełko był – kasłać zaczynam troszeczkę. A co do ostatnich wczesnych pobudek to chyba jest jakaś Pasikońska zmora bo sąsiadkę Wiole też ostatnio za uszy z łóżka wyciąga , tak więc Si nie przejmuj się , nie odwala nam – to zmora atakuje. A co do wczorajszego dnia to zaczął się od telefonu sąsiada M ( około 3.30 rano). Pan M zadał pytanie co robie ( o 3.30 ) . Po krótkiej wymianie słów siedziałem w aucie i jechałem do Wa-wy po zbłąkaną owieczkę ( albo baranka ) jak kto woli. W ciągu dnia zjadłem pyszny obiadek z „chorym „ Panem M ( Pani W pysznie gotuje …a to mięsko z pieczarkami – mniam ). Dzień zakończył się w miłym towarzystwie przy grzańcu ( znowu grzaniec ).
wtorek, 3 listopada 2009
Deksio jest piękny
W dniu wczorajszym byłem z wizytą u Deksia i powiem Wam że chłopak cholernie wyszlachetniał. Miałem też przyjemność oglądania go na parkurze . No po prostu powala z nóg , jak on teraz chodzi ! Też wczoraj, odbyłem swoją pierwszą lekcję jazdy z jego trenerką , Daną Konończuk . Podobno jest szansa na zrobienie ze mnie dobrego jeźdźca :) , ale praca , praca i praca przede wszystkim. Zapału mi na pewno starczy gdyż sposób przekazywania wiedzy przez Panią Dane jest świetny.
poniedziałek, 2 listopada 2009
listopad
nie mogę spać. Księżyc w pełni a tu już piąta no i ten wiatr. Jak ja nie cierpie wiatru. Minął naj smutniejszy weekeend tego roku i to jak co roku ale dla mnie jest to kolejne typowe święto handlowców - o bliskich pamięta się całym rokiem ( nie którzy raz w roku na pokaz ).
piątek, 30 października 2009
jak to Si zabrakneło kluczy
...dryn , dryn - patrzę na fon a to Si do mnie dzwoni ( kochana sąsiadeczka ), głosik smutny , cholercia myślę coś sie stało . A no i sie stało . Si , nie ma kluczy do domu a w domu nie ma nikogo więc wpadła na genialny pomysł by sąsiada odwiedzić.( w końcu )W oczekiwaniu na Si , wstawiłem wodę na herbatkę , przygotowałem kapciuszki i kocyk by się przykryła - bo chora jest przecież . Po chwili usłyszałem jakieś "klap". To Si podjechała. Otwieram drzwi i co widzę ? No , kto wie ? Tak , to Si wynurza się z ciemności taskając ze sobą "tołby" jak to mówiła pewna moja znajoma no i rzecz jasna piffo i to prosto z zagramanicy." Może grzane zrobimy " - nie protestowałem . Si , kocha koty więc od razu zajęła się Morfim albo na odwrót jakoś tak. Na domiar wszystkiego Czadu szybciusio zlokalizował Pańcie i Morfi poznał nowego kolegę ( ja o nim mówi że to Szwajcar - taki neutralny i spokojny ). Po krótkim gadu gadu ja śmignąłem do konisi - pora kolacji - Sąsiadeczka zaś śmignęła do domciu - domownicy zaczęli się zjeżdżać ( oczywiście z kluczami ) . No to tyle , zaraz idę spać ponieważ wczoraj były imieniny Violety no i troszkę jestem nie dospany a tak naprawdę to nie mam pojęcia jak mi sie udało budzik nastawić - i tak zaspałem .
czwartek, 29 października 2009
więc po krótce
Kampinosu nie odwiedziłem , wruciła mi kontuzja barku i chodzę jak robot z lewą stroną sztywną co mi oczywiście nie ułatwia pracy a czasem gdy się zapomnę i próbuje coś złapać , podnieść lewą rączką to tylko pozostaje siarczyście zaklnąć.
Czyli na ranczu nadal spokój , Morfi jeszcze żyje i nadal mam psy do oddania
Czyli na ranczu nadal spokój , Morfi jeszcze żyje i nadal mam psy do oddania
wtorek, 27 października 2009
słoneczko
jest piękna pogoda , pewnie dzisiaj wybiore się w teren na Gazie. Trzeba przetrzeć stare Kampinowskie szlaki. Nie lubie takich dni, choć świeci słonko i jest wesoło do okoła to ta atmosfera mnie przytłacza w tej mojej samotni...Byle do weekendu - kolejnego smutnego , samotnego bez widoków na lepsze jutro
poniedziałek, 26 października 2009
Ensenator 4
kiepski weekend no ale humor trochę poprawił niuniuś zajmując 4 miejsce tylko zastanawia mnie dlaczego dżokej tak go wstrzymywał na początku i konik zamiast finiszować z peletony nie tracąc sił najpierw musiał ten peleton dogonić i jak zwykle finiszował po większym łuku - nie podoba mi się taka jazda
sobota, 24 października 2009
gala boksu
czyli u znajomych na piffffku przed wielkim tv - zobaczymy jak to będzie bo mnie zuby nawalaja
szatoo
jestem tylko cieniem
swoich myśli
aby one stały się
zapomnieniu musi
ulec świat
który mi się wyśnił
a potem wtopić się
w szarą rzeczywistość
nie tracąc cienia
by móc obarczyć winą
chwile nie powodzenia
a gdy już osiągnę
stan niezgody ducha
stanę w ramionach słońca
a wołając
bede wiedział
że i tak mnie nikt nie słucha
mój głos odbije echo
o zmarszczone skały
a z człowieka wielkich marzeń
w rzeczywistym świecie
stanie się
ktoś szary
ktoś mały
swoich myśli
aby one stały się
zapomnieniu musi
ulec świat
który mi się wyśnił
a potem wtopić się
w szarą rzeczywistość
nie tracąc cienia
by móc obarczyć winą
chwile nie powodzenia
a gdy już osiągnę
stan niezgody ducha
stanę w ramionach słońca
a wołając
bede wiedział
że i tak mnie nikt nie słucha
mój głos odbije echo
o zmarszczone skały
a z człowieka wielkich marzeń
w rzeczywistym świecie
stanie się
ktoś szary
ktoś mały
sobota w krainie saklawi
a no , mamy sobotę . Nic się nie dzieje . Szaro i ponuro . Najważniejszy punkt dzisiejszego dnia to bieg o 13.45 Ensenatora , nikt go nie typuje i raczej wszyscy patrzą na niego jak na przegranego ale....zawsze jest jakieś ale i ja w to wierze , zobaczymy. Dzisiaj dzieciarnia pierwszy dzień ze stadem. Jakoś daje sobie rade choć krzyczą nie miłosiernie . Dzieci są to głośno jest. No to tyle na razie .
piątek, 23 października 2009
piątek wieczór
....tak...po kolacji , powiem wam że super gotuje , teraz film w tv , zielony kasztelan i ...sen - tak , to po dzisiaejszym dniu mi sie należy
dzieciarnia
no i towarzystwo zjechało. Rozładunek to pryszcz , bylismy we czwórkę ale potem...jak zawsze zostałem sam. Walka z Delawegą by chciał do innego boksu przejść , podstępne kruczki by Elhuzia zrobiła to samo , długie namowy Deporto i Destino , a najmniej oporów miał Elgaspar i Elwikusia . Wiadomo - po fajnych tatusiach. Reasumując sytuacje padam na ryjek , mogła by być już dwudziesta ...podusia...a czeka mnie jeszcze przeprawa z Dunką z Pasi na Kwatuchy...ja bidny robaczek....ktoś powiedział że co nas nie zabije to wzmocni a ja sie pytam a po cholere mi to !?!?!? damy rade
czwartek, 22 października 2009
czarna róża
usłyszałem szept człowieka
on prosi o miłośc
cichy ruch skrzydeł przerwał cisze
to ptak
który prosi o wolność
a ja
zamknięty w sobie
jak głaz na pustkowju
milczący posępny niezgrabny
nie mogę kochać
czuć
jestem tylko na łaskę losu zdany
i mówię
odejdż ode mnie
nie jesteś czarną różą
odejdż
bo świat w którym żyje nie jest twoim światem
każdy dzień bez ciebie
jest wolnością
każdy spokojny dzień z tobą
to było wczoraj
on prosi o miłośc
cichy ruch skrzydeł przerwał cisze
to ptak
który prosi o wolność
a ja
zamknięty w sobie
jak głaz na pustkowju
milczący posępny niezgrabny
nie mogę kochać
czuć
jestem tylko na łaskę losu zdany
i mówię
odejdż ode mnie
nie jesteś czarną różą
odejdż
bo świat w którym żyje nie jest twoim światem
każdy dzień bez ciebie
jest wolnością
każdy spokojny dzień z tobą
to było wczoraj
wesoło
jestem zdemotywowany do....do chyba wszystkiego, a wiedz:
1. od wczoraj składam małą czarną i mój mechanior nawala a miałem dzisiaj pojeździć na Deksiu u Pani D.
2.Wczoraj upichciłem super zapiekankę ( znalazłem w domu prodzirz i od razu postanowiłem to wykorzystać ) a dzisiaj jest mi przykro że wszystko pożarłem odrazu.
3. Miałem dzisiaj pichcić fasolkę po bretońsku "ala sall" ale nie wziąłem podówage że gruby jasiek musi się tyle moczyć i nie wiem co dzisiaj zjem
4. Jutro wraca na włości dzieciarnia pod tytułem - Elwiktoria ,Elgaspar, Elhuzia , Deporto , Delawega i Destino - to dopiero będzie zabawa w przedszkole...
5. Za szybko sie robi ciemno a w weekend jeszcze na domiar tego czas zmieniamy
6. Wcięło mi zeszyt z ważnymi notatkami ( P oddawaj )
7. Ząb mnie nawala
8. Morfi szaleje
9. Pfuj
1. od wczoraj składam małą czarną i mój mechanior nawala a miałem dzisiaj pojeździć na Deksiu u Pani D.
2.Wczoraj upichciłem super zapiekankę ( znalazłem w domu prodzirz i od razu postanowiłem to wykorzystać ) a dzisiaj jest mi przykro że wszystko pożarłem odrazu.
3. Miałem dzisiaj pichcić fasolkę po bretońsku "ala sall" ale nie wziąłem podówage że gruby jasiek musi się tyle moczyć i nie wiem co dzisiaj zjem
4. Jutro wraca na włości dzieciarnia pod tytułem - Elwiktoria ,Elgaspar, Elhuzia , Deporto , Delawega i Destino - to dopiero będzie zabawa w przedszkole...
5. Za szybko sie robi ciemno a w weekend jeszcze na domiar tego czas zmieniamy
6. Wcięło mi zeszyt z ważnymi notatkami ( P oddawaj )
7. Ząb mnie nawala
8. Morfi szaleje
9. Pfuj
czwartek
jakoś dziwnie i smutno - życie ucieka a u mnie nic sie nie zmienia. Prawie nic bo Morfi troszke zaczął mnie terroryzować ale jakoś daje rade
ilu....
ilu kochało piękno twojej twarzy
ilu kochało dotyk twoich dłoni
delikatny ruch twych włosów
w letnim wietrze
dźwięk twego głosu
w cichym jego szepcie
jlu kochało kolor twoich oczu
ale czy ktoś twoją dusze poczół
czy ktoś w tobie odkrył
piękno twoich myśli
czy takie rzeczy dzieją się tylko we śnie
ilu kochało dotyk twoich dłoni
delikatny ruch twych włosów
w letnim wietrze
dźwięk twego głosu
w cichym jego szepcie
jlu kochało kolor twoich oczu
ale czy ktoś twoją dusze poczół
czy ktoś w tobie odkrył
piękno twoich myśli
czy takie rzeczy dzieją się tylko we śnie
środa, 21 października 2009
powiedz
powiedz
że niebo istnieje
powiedz
że zabierzesz mnie tam
gdy przyjdzie mój czas
powiedz
że ta chmurka
mnie ogrzeje
i że nigdy
już nie będe sam
ale nie
nie mów nic
to grzech
to ognia płaszcz
mnie otula
a nie twój
ciepły oddech
że niebo istnieje
powiedz
że zabierzesz mnie tam
gdy przyjdzie mój czas
powiedz
że ta chmurka
mnie ogrzeje
i że nigdy
już nie będe sam
ale nie
nie mów nic
to grzech
to ognia płaszcz
mnie otula
a nie twój
ciepły oddech
lezki z podniebnej deski
Piosenka pasuje jak cholercia tylko bym słowa zmienił
....ciągle pada
konie stoją w deszczy całe są już mokre
osioł krzyczy w niebogłosy ja tu mokne
chcą by wpuścić je do stajni na posłanko
a ja
a ja chodze
po kolana w błocie drepcze tak bez sensu
już nie słucham spadających kropel deszczu
tylko wpuszczam moje panie na posłanie
bo tu
Ciągle PADAA....
wtorek, 20 października 2009
dzień jak co dzień
....pada deszcz , jest zimno , cisza i spokój tylko słychać kropelki uderzające o dach . Małe szaleje - chyba mu dobrze - zobaczymy jak dalej
poniedziałek, 19 października 2009
Morfeusz
Oświadczam wszem i wobec że teraz u mnie po domu biega , skacze i szaleje , gryzie , drapie i z tego sie smieje Morfi. Zamieszkał pod dachem . Rudy w paski i z pieknymi oczyskami
z rana
Jejku to już poniedziałek !!! Patrze przez okno i co widz ??? Nic nie widzę , wszędzie biało ! Nie , to nie śnieg . Mgła przy atakowała okolice i widoczność spadła do 20 metrów a na domiar tego jeszcze mi szyby w hondzi pokryły się jakimś sliskim pieruństwem to znaczy lodem . Nie no tak nie może być. Dobrze że jutro już wtorek :)
niedziela, 18 października 2009
przed snem
lubicie taniec ? Tańczyć ? Bawić się w dziwnych miejscach i przyciągać wzrok innych ? Nie ważne co myślą , ważne by z tym się dobrze czuć a ja to kocham . Szczególnie gdy na sali jest scena na której mozna przy okazji pod wpływem emocji rozpocząć striptizzzz :) całe szczęście lub dla obserwatorów pech że koleżanki S i A były na tyle czujne a raczej koleżanka A że nic z tego nie wyszło . Pewnie bym był czerwony po powrocie świadomości :):):)Dobrej nocki
Pecia i S.
moje piesie
niedziela wieczór
no i po weekendzie , jak zwykle ostatnio do chrzanu...i nie o to chodzi bym się nudził albo smucił ale to jakoś tak po prostu , fajnie by było czuć sie komuś potrzebnym ... fakt , chrzanie ... dietetyczny wyskacz mi nie słuzy chyba... motto na dzisiejszy wieczór - lepjej kochać i dostac kopa niż nigdy nie kochać i czuć sie jak jełopa :)
niedziela
jest jesszcze rano a dla niektórych noc. Za duzo mam na głowie by o tej porze spać , już nie pamiętam kiedy w niedziele lub w jaki kolwiek inny dzień spałem aż do znudzenia. Kot niestety przegrał tymczasowo z Borysem - pieskiem znajomych - więc jak Borcio wyjedzie podejmniemy jeszcze jedną prubę zaadaptowania domu na mieszkanko dla Morfiego. Po za tym szaro nudno i ponuro. Pan P miał rano pozmywać po spagetti ( wieczorem miał maxa lenia ) no i mamy rano a zlew pełen...a miałem zrobić takie pyszne sniadanko.
sobota, 17 października 2009
wieczór
spaghetti zjedzone i nikt sie nie rozchorował - sukcesssss. Miły wieczór z przyjaciółmi przed TV niestety ale cóż narzekać skoro tak milusio. Zostałem przekonany do kota w domu a więc zobaczymy czy sam kot o wdzięcznym imieniu Morfeusz ( Morfi ) przekona mnie sam do siebie.
Dzisiaj zobaczyłem dziewczyne - twarz jak milion innych ale gdy otworzyła oczy - ten blask rozwalił wszystko. Tak czasem bywa w swiecie złudzeń i pogoni za drugim człowiekiem
Dzisiaj zobaczyłem dziewczyne - twarz jak milion innych ale gdy otworzyła oczy - ten blask rozwalił wszystko. Tak czasem bywa w swiecie złudzeń i pogoni za drugim człowiekiem
jesteśmy głodni ;)
-halllooo
- cześć Sall , co porabiasz ? My właśnie siedzimy w pkesie i jedziemy do ciebie
- cholercia , a wcześniej nie było powiedzieć , bym jakiegoś zwierza upolował ! Spoko dawajcie - zawsze się jakieś sklepy znajdzie
No właśnie , samotnia samotnią ale czasem lub nawet dosyć często zaglądają do mnie znajomi . Lubią czasem pobyć z dala od miejsc gdzie kursują tramwaje i oczywiście na ten czas najbardziej pasuje weekend. A więc mamy sobotę po południu . Chamską pogodę za oknem . Dobrego kasztalena ( zielonego rzecz jasna ) na stole i wspaniałą kobietę , która krząta się w kuchni przy sałatce i nie chce by jej pomóc - no tak , podobno spagetti sam robię. Było mi się nie chwalić że w miarę mi wychodzi.....
Pan P się fochuje że nie napisałem jeszcze nic o nim . Więc piszę. Pan P zamiast pomagać swojej kobiecie ( na ostatniej imprezie w samotni - to znaczy w samotni się rozpoczęła Pani S zagubiła okularki ) bacznie obserwuje swoja Panią i chłepcze uparcie kasztelana - za zdrowie zagubionych okularów rzecz jasna .
- cześć Sall , co porabiasz ? My właśnie siedzimy w pkesie i jedziemy do ciebie
- cholercia , a wcześniej nie było powiedzieć , bym jakiegoś zwierza upolował ! Spoko dawajcie - zawsze się jakieś sklepy znajdzie
No właśnie , samotnia samotnią ale czasem lub nawet dosyć często zaglądają do mnie znajomi . Lubią czasem pobyć z dala od miejsc gdzie kursują tramwaje i oczywiście na ten czas najbardziej pasuje weekend. A więc mamy sobotę po południu . Chamską pogodę za oknem . Dobrego kasztalena ( zielonego rzecz jasna ) na stole i wspaniałą kobietę , która krząta się w kuchni przy sałatce i nie chce by jej pomóc - no tak , podobno spagetti sam robię. Było mi się nie chwalić że w miarę mi wychodzi.....
Pan P się fochuje że nie napisałem jeszcze nic o nim . Więc piszę. Pan P zamiast pomagać swojej kobiecie ( na ostatniej imprezie w samotni - to znaczy w samotni się rozpoczęła Pani S zagubiła okularki ) bacznie obserwuje swoja Panią i chłepcze uparcie kasztelana - za zdrowie zagubionych okularów rzecz jasna .
Subskrybuj:
Posty (Atom)